Pożar, co nigdy nie zgaśnie

Ten spektakl dojrzał. Zmieniły się okoliczności, w jakich jest grany. Z przerażającego świadectwa potwornych czasów stał się widowiskiem aktualnym, współcześnie aktualnym. I to jest jeszcze straszniejsze. „Nasza klasa” w reżyserii Ondreja Spišáka i Aldony Figury. Piętnaście lat po premierze oglądam ją zupełnie innymi oczami. 


Rzecz jest o nienawiści. Tlącej się w ludziach jak przygaszone ognisko. Wystarczy rzucić na nie kawałek suchego drewna, a rozpali się płomieniem. Wystarczy go podsycać, aby mieć pożar. Polacy i Żydzi w małej, przedwojennej miejscowości. Czy chodzili do jednej klasy? Siadali w ławkach obok siebie? Autor tekstu, Tadeusz Słobodzianek, tak ich właśnie zobaczył. Jak to dzieci, mają swoje marzenia. Plany. Przyjaźnie i animozje. Żyją w symbiozie dwóch narodów, które od pokoleń mieszkały obok siebie. „Obok” nie znaczyło jednak „razem”. Wystarczyła iskra. Ułamek z krzesiwa szatańskiego losu. Płomień objął suche drewienka. Koniec lat trzydziestych dwudziestego wieku. Polska, gdzieś kawałek na północ od Białegostoku. Zaczynają się przepychanki. Podziały i zmiany miejsc w klasowych ławkach. Granica między dwoma narodami zaczyna piec jak rana po zadrapaniu ze szkolnej bójki. A idą czasy gorsze. Niewyobrażalnie złe. 


Wojna. Wkraczają Rosjanie. Dla Żydów są rozwiązaniem pozornie lepszym, niż okupacją niemiecka. Witają zatem Armię Czerwoną jak wyzwolicieli. Chcą jak najszybciej ułożyć się z nowymi władcami. Kosztem tych drugich. Którym odebrano kraj. Dochodzi do pierwszej Apokalipsy. W niej tracą Polacy. Zaczyna rosnąć nienawiść i chęć odwetu. Druga nadciąga niespodziewanie, dwa lata po pierwszej. Wdziera się w życie już doświadczonych przez wojnę ludzi wraz z letnim świtem roku 1941. Niemcy wywracają dotychczasowy porządek do góry nogami. Żydzi stają się zwierzyną łowną. Polacy czyhają na okazję do zemsty. Ogień nienawiści nie jest już ledwie ogniskiem. Płonie wielkimi, żrącymi płomieniami. W nich na popiół obraca się stodoła, do której spędzono ponad półtora tysiąca Żydów z okolicy. Spędzono i spalono. Zapada milczenie. Zmowa ciszy nad grobami, które krzyczą o sprawiedliwość. Nikomu ta sprawiedliwość na dobre wyjść nie może - uważają ci, którzy przeżyli dwie Apokalipsy i weszli w trzecią. Apokalipsę rozliczenia. To się wydarzyło naprawdę. Autor sięga do zdarzeń z czasów drugiej wojny, które są jak cień, postępujący za Polakami i Żydami. Nie ma rozwiązania tej historii, która ginie pod ciężarem wzajemnych win i oskarżeń. Wracajmy zatem do spektaklu. 


Klasa rozpada się na świetnie nakreślone przez dramaturga postaci. Zygmunt, konfident każdej władzy i bezwzględny prowodyr wszelkiej nienawiści. Znakomicie zagrana przez Karola Wróblewskiego postać zmienia się, dopasowuje do wyzwań kolejnych oprawców i władców. Przeraża łatwością z jaką dokonuje wyborów między ludzkim życiem a śmiercią. Rysiek, przedwojenny romantyczny poczciwiec, którego krzywda zmienia w krwawe zwierzę domagające się zemsty. Mocna postać kreowana przez Łukasza Wójcika. Można skupić na niej wzrok i obserwować fascynujące studium postaci w zasadzie prawej i sprawiedliwej, która w pewnym momencie z bólu, strachu i nienawiści zmienia się w bezlitosnego zbrodniarza, poddanego woli tłumu. Strach? Głupota? Chęć zysku? Wójcik w swojej grze nie daje odpowiedzi. Zostawia nas z rozstrzygnięciem we własnych sumieniach. Zapieczony w nienawiści Rysiek przyjmuje służbę u niemieckich okupantów. Ginie z rąk Władka (Sebastian Skoczeń), który staje w rozkroku nad morzem nieszczęścia. Z jednej strony jest mniej lub bardziej biernym uczestnikiem tragedii, z drugiej starającym się z pożaru dziejów ratować życie swojej szkolnej miłości. Kolejne postaci. Znakomicie zagrany przez Marcina Sztabińskiego Heniek, uwikłany w zbrodnie poźniejszy duchowny. Ukrywający się w stodole szkolnej koleżanki Menachem. Z tej postaci Mariusz Drężek uczynił kolejne w spektaklu arcyciekawe studium psychologiczne człowieka skazanego na wieczną ucieczkę. Autor tekstu, Tadeusz Słobodzianek - trzeba mu oddać - stworzył postaci silne, mocno nakreślone i wyraziste. „Nasza klasa” się na nich opiera. 


Wojna to nie jest czas dla kobiet. Nie ma w niej miejsca na delikatność, ciepło domu. Na uczucia. One tracą najwiecej. Tracą wszystko co cenne, cenniejsze od życia. Rachelka, przechrzczona na Mariankę Żydówka, ocaleję dzięki odwadze kolegi z klasy. Zostanie jego żoną. Czy rozumiemy dziś jej zdanie, gdy mówi, że jeśli wiedziałaby jakie czeka ją życie, wolałaby pójść w tamtym dniu do stodoły razem ze wszystkimi? Przejmująco gra ją Agata Góral. Znakomita, powoli w spektaklu „rosnąca”, zyskująca na znaczeniu Zocha. Bodaj najciekawsza obok Menachema postać. Kolejna znacząca rola „Naszej klasy”, grana przez Izabelę Dąbrowską. I jej pisane jest umykanie. Zatarcie śladów przez budowanie nowego życia za Oceanem. I konstatacja, że bycie Żydem nie ma dla siebie dobrego miejsca. Wszędzie jest się mniej lub bardziej niewygodnym dla społeczności podrzutkiem. 


Jest jeszcze Waldemar Barwiński w roli głosu zza Oceanu, czyli Abrama buduje postać z delikatnych, krótkich epizodów, zamyka ją w listach pisanych do koleżanek i kolegów, którzy w Polsce zostali. Jego bohater tuż przed wojną wyjeżdża do Ameryki. Z jej perspektywy będzie śledzić to, co spotyka pozostałych. Barwińskiemu udało się znakomicie oddać postać polskiego Żyda, który przyjmując amerykańskie obywatelstwo i optykę nie jest w stanie doświadczyć, zrozumieć i przeżyć ogromu potworności. Tej, która przekracza ramy ludzkiej wyobraźni.


Zamknijmy oczy, nie pamiętajmy. Starajmy się zasłonić uszy, nie słuchajmy. A ona jest tu znowu. Narasta kolejny raz. Ten pożar stodoły w małym podlaskim miasteczku wcale nie został ugaszony. Tlił się podziemnym, paskudnym żarem. Ukrył na kilkadziesiąt lat. Umiejętnie podsycany przez szaleńców znowu zaczyna wypuszczać płomienie nienawiści. Niszczyć. Na razie płoną w nim prawa i przekonania. Wyrasta kolejna granica a ludzie zajmują pozycję po obu jej stronach. Dokonują wyborów. Słusznych, niesłusznych. Najgorsze, że obarczonych błędem zewnątrzsterowności. Liderzy politycznych ugrupowań dokładają do ognia. Pożar wymyka się spod kontroli.


„To nie jest żaden spektakl. To propagandówka” - powiedziała w przerwie jedna pani widz do dwóch koleżanek. Ten pożar już płonie… 


TWÓRCY

reżyseria

Ondrej Spišák

II reżyser

Aldona Figura

scenografia

František Liptak

kostiumy

Jan Kozikowski

oprawa muzyczna

Bartłomiej Woźniak

choreografia

Anna Iberszer

kierownik produkcji

Magdalena Romańska

 

OBSADA

Magdalena Czerwińska Dora

Izabela Dąbrowska (gościnnie) / Agnieszka Roszkowska Zocha

Anna Gryszkówna (gościnnie) / Aleksandra Bożek (gościnnie) / Agata Góral Rachelka

Robert T. Majewski Jakub Kac

Łukasz Wójcik/ Marcin Stępniak Rysiek

Mateusz Drężek Menachem

Karol Wróblewski Zygmunt

Marcin Sztabiński Heniek

Leszek Lichota (gościnnie) / Sebastian Skoczeń Władek






Komentarze

Popularne posty