Popyt i Szczęście
„Jesień” Katarzyny Minkowskiej z wrocławskiego Teatru Polskiego w Podziemiu to spektakl dla czułych wrażliwców. Delikatny jak szkło najcieńszego z kieliszków. Zabawny wspaniałym humorem inteligentnego człowieka, który zostaje postawiony w kontrze do biurokratycznego wariactwa współczesnego świata. Niesie w sobie pasje i wierzy, że tylko one stanowią wartość ludzkiej egzystencji. Zmienia się w takt owidiuszowych „Metamorfoz”, pojawiających się w tle narracji. Czy postaci „Jesieni” są bardziej ludzkie naszymi realiami, czy boskie w korespondencji z rzymskim dziełem dzieł? Boska jest ich wolność, która wyrasta ponad uwikłanie w codzienne sprawy. Ludzka z kolei potrzeba rozwoju. Poznawania świata i szukania w nim okruchów własnych miejsc i radości. Przyjechała „Jesień” na 45 Warszawskie Spotkania Teatralne. I stała się jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym spektaklem tegorocznego festiwalu.
Zacznijmy rozplątywać fabułę od środka. Dzieje się tu tyle, że siadając do pisania poczułem lęk. Czy moje słowa, wystukane na bezdusznej klawiaturze komputera, uniosą wszystkie okruchy historii napisanej przez Ali Smith i arcy ciekawie przeniesionej na scenę? Będę skakać z wątku na wątek, jak człowiek który po kamieniach przeprawia się przez wartki strumień. Część pominę, bo nie sposób dotknąć wszystkich kolorytów „Jesieni”. Elisabeth Demand (świetna w tej roli Justyna Janowska) ma lat trzynaście. Mieszka z matką w małej, angielskiej miejscowości. Na szczęście w jej samotność wrażliwego, mądrego ponad otoczenie dziecka, wkrada się przypadek. Dar Losu. Starszy, mądry człowiek. Splot ich rozmów, przyjaźni. Gier, które wymyśla Daniel Gluck (Tomasz Lulek), stanowi piękno tego spektaklu. Fundament, na którym go zbudowano. Rozmawiają. On obdarowuje ją swoimi pasjami. Opowiada o obrazach, wciąga w świat malarstwa. Ona rewanżuje się tym, co dla osoby wrażliwej emocjonalnie najcenniejsze - uwagą. Spacerują. Oglądają filmy. Są w oku cyklonu współczesności. Dookoła nich szaleje Anglia. To nie jest ani czas ani miejsce na delikatność. Manifestacje antyimigranckie. Zabawnie pokazana, upudrowana pozorną grzecznością, bezduszna biurokracja. Płytkość życia, taktowanego kolejnymi kochankami i telewizyjnymi show w wydaniu Wendy Demand, matki Elisabeth.
Mijają lata. Oś czasu w „Jesieni” się łamie. Skaczemy od Elisabeth nastoletniej do jej dorosłości, gdy wykłada historię sztuki na uniwersytecie. Wracamy po chwili do czasów dziecięcych. Układa się i coraz bardziej staje wyrazistym obraz bohaterki. Szuka obrazów, o których w tajemniczy sposób opowiadał jej Daniel Gluck. Odnajduje je odnajdując w nich zarazem siebie. Jest pogmatwanym zbiorem znaczeń, jak kolaż Pauline Boty, której postać przesuwa się po scenie. Każdy przemija na swój własny sposób. Jest nieuchronna ta „Jesień”. Czy budująca smutny nastrój bezsilności wobec czasu? Poniekąd tak. Przecież w rogu sceny stoi szpitalne łóżko, na którym pogrążony w śpiączce Daniel Gluck odbywa ostatni etap swojej ziemskiej podróży. Ale to tylko jeden z aspektów. Katarzyna Minkowska stworzyła widowisko, które jest jak ludzka egzystencja. Nie ma w nim łatwej jednoznaczności. Meandruje między refleksyjnym smutkiem, pastiszem współczesności, wysublimowanym humorem i groteską. Wplata w nie pierwiastki dramatyczne, romantyczne. A najważniejsze - robi to z wielkim wyczuciem i artystycznym smakiem.
Mamy spektakl, który wrażliwca, o jakim pisałem na początku, oczarowuje mnogością znaczeń, postaci i obrazów które wpadają mu do świadomości. Jest śmieszny, gdy podglądamy walkę Elisabeth z biurokratycznym systemem paszportowym. Zabawny a zarazem wzruszający kiedy Michał Opaliński w roli Człowieka-Drzewa opowiada dowcipy i jednocześnie jak ognisko czystego dobra, topi lód serca telewizyjnej gwiazdy talk show, Zoe Spencer Barnes (Agnieszka Kwietniewska). Nie ma w „Jesieni” jednej, spójnej linii czasu i akcji. Przenosimy się w różne miejsca i w różne rzeczywistości. Scena Teatru Dramatycznego, miałem wrażenie, z trudem pomieściła ich różnorodność i ledwo uniosła wszystkie elementy scenograficzne potężnie rozbudowanej fabuły spektaklu.
Krążę dookoła niego. Mam w myślach. Odpakowuję kolejne aspekty spektaklu jak dzieciak, który znajduje pod choinką wciąż nowe i nowe podarunki od Świętego Mikołaja. Urzekła mnie „Jesień” swoją wieloznacznością i przesłaniem. O wielkim ludzkim przemijaniu, które zaczyna się po wejściu w dorosłość. Każdy z nas idzie wprost w jesienną mgłę. To okropnie zakłamana pora roku. Podła oszustka, wkrada się w stateczną pełnię lata. Mami początkowo ciemną zielenią liści, które powoli, nieubłaganie, złoci chłodnym powiewem. Skraca dni, zamieniając je w pozornie kuszące gwiezdnym blaskiem noce. Powietrze pewnego dnia staje się inne. Zamglone. Jak mówi Człowiek-Drzewo - niebieskie, czasem już w ostatnich dniach sierpnia. A potem, gdy przyzwyczai ludzi do porannego chłodu i wieczornego cienia, jesień sprowadza szarość. Zabija życie i pozostawia świat w zmarzniętej grozie oczekiwania. Nadziei, że zima, władca życia i śmierci, ulituje się i nie skuje lodem do ostatniego korzenia, ostatniego skrawka ciepła…
Jest jeszcze Wendy Demand i jej przemiana. Postać grana przez Halinę Rasiakównę nie jest, jak się początkowo wydaje, jednowymiarowa. Typowa samotna kobieta angielskiego przedmieścia. Ubrana przesadnie wyzywająco, wciąż łaknąca radości życia, które dla niej przynosi jedynie rozkosz kolejnych spotkań w hotelach na godziny i papierosów łapczywie palonych na parkowych ławkach. Los ma dla niej niespodziankę. W chwili, gdy Wendy przestaje chcieć, przestaje marzyć - dzwoni telefon. Odmienia się jej życie. Okazuje barwnym i zabawnie ciekawym. Wendy twardnieje. Poczuwszy swoją wartość, zaczyna mówić pełnym głosem. Balansuje między idealizmem, a celebryckością. Fascynuje jej metamorfoza.
Człowiek zamienia się w sen, człowiek zamienia się w romantyka, człowiek zamienia się w lidera protestu, człowiek zamienia się w drzewo. Człowiek jest człowiekiem. Oczywiście nie ma na scenie, jak w „Metamorfozach” Owidiusza, aż 250 mitów z motywem przemiany. Jest wielokornie mniej. A paradoksalnie więcej. Każdy mit „Jesieni” niesie nowe i nowe przemyślenia. O godności, uczciwości wobec bliskich. Wobec durnego, brutalnego świata, który jak walec próbuje rozjechać każdy kamyk indywidualizmu, wtłaczając go w taflę równej, twardej i wygładzonej powierzchni. O sztuce i jej kruchości. Jest przecież jak życie. Zaczyna się nagle, niewiadomo kiedy i skąd. Gaśnie, gdy znika artysta. Jak płomyk świecy. Pozostaje smuga dymu. Dzieła. Często zapomniane, odnajdowane po latach. Doceniane i po wielokroć analizowane. O wieloznaczności. Demand i Gluck. Żądanie i Szczęście. Ale przecież „demand” to także „popyt”… Czy główne postaci „Jesieni” nie są filarem skrywanego, powszechnie ludzkiego marzenia o spełnionym, dobrym życiu?
Wychodząc z widowni usłyszałem, jak ktoś narzekał: To przecież to samo, co Minkowska pokazała w poprzednim spektaklu. Zapewne miał na myśli „Mój rok relaksu i odpoczynku”. Istotnie, „Jesień” jest podobnie skonstruowana w warstwie narracji. Podobne są główne bohaterki tych spektakli. Ale to podobieństwo moim zdaniem cenne i wartościowe. Minkowska jest artystką, która ma swój styl opowiadania historii. Można powiedzieć, że jej „Mewa”, która właśnie zeszła, ku mojemu smutkowi, ze sceny Teatru Collegium Nobilium też jest utrzymana w podobnej, zdystansowanej poetyce. Po pierwsze nie widzę niczego złego w tym, że artysta dojrzały, który wie czego chce, ma swój charakterystyczny styl wypowiedzi. Ten sam zarzut można postawić Krystianowi Lupie. Wielu innym wielkim teatralnym reżyserom. Aby „Jesień” poczuć i przeżyć, trzeba się w ten spektakl zakopać, jak w stos pożółkłych, jesiennych liści. Każdy z nich, szeleszcząc wyszepcze kawałek historii. Z całości utka się piękna, wielowątkowa opowieść. Nie wiem, czy to nie jest spektakl, który należałoby zobaczyć kilka razy. Ja w każdym razie, gdy tylko nadarzy się okazja, jeszcze raz oddam się zaczarowanemu urokowi „Jesieni”.
Odkryłam ten blog niedawno, poczytuję sobie zaległe recenzje. Dziękuję za tę relację. "Jesień" nie mogłam się wybrać, jestem ogromną fanką tetralogii Ali Smith, poszukam okazji żeby jednak zobaczyć ten spektakl.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, zapraszam serdecznie do czytania i cieszę się, że Pani zwróciła uwagę właśnie na "Jesień". Dużo o tym spektaklu myślałem i myślę. Chcę go zobaczyć za jakiś czas ponownie. Pozdrawiam serdecznie J.M.
Usuń