Dzień dziesiąty - Dziwna, Mała dziewczynka i Uśmiechnięty Chłopiec

Tak. Tak właśnie wyglądał w moich oczach dziesiąty dzień eliminacji do XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina. Po ostatnich, smutnych wydarzeniach - pozwolę sobie zmienić nastrój na znacznie lżejszy. Ale zanim wyjaśnię kim są obie tajemnicze postaci, przyjrzyjmy się sesji porannej. 


Od razu wyjaśnienie - nie słyszałem występującego po przerwie reprezentanta Polski, Michała Basisty. Musiałem wyjść i odpocząć. Mam nadzieję, że poszło mu świetnie i Jury też będzie w świetnym do niego nastawieniu. Moją uwagę zwróciło natomiast dwoje pianistów, grających przed południem. Kanadyjka Harmony Zhu i Chińczyk Jingting Zhu. Panna Zhu zagrała moim zdaniem przepiękny nokturn (Nokturn cis-moll op. 27 nr 1). Delikatny, pełen refleksji. Aż chciałoby się słuchać go kiedy noc ciemna przed oczami. Bardzo dobrze jej wyszły etiudy (Etiuda e-moll op. 25 nr 5 i Etiuda c-moll op. 10 nr 12), ale moim zdaniem poza wspomnianym nokturnem najbardziej wart uwagi był w jej wykonaniu mazurek (Mazurek h-moll op. 33 nr 4). Grała z wielkim uczuciem, nie nadużywając siły fizycznej. Uzyskała, mam wrażenie, piękny efekt cudownie wykorzystując własny spokój i wewnętrzną harmonię. 


Jingting Zhu w swoim sposobie interpretacji był, można powiedzieć, przeciwieństwem Kanadyjki. Ale dzięki temu mieliśmy okazję podziwiać, jak te same utwory - bo i mazurek (Mazurek h-moll op. 33 nr 4) i scherzo (Scherzo E-dur op. 54) było w programach obojga artystów - mogą zabrzmieć zupełnie inaczej. Chińczyk zagrał szybciej, mocniej. Bardziej wyraziście. Pięknie wybrzmiał w tej konwencji mazurek. Ale czy musiał aż tak mocno wybijać scherzo? Zastanawiam się, chociaż uczciwie mówiąc, podobało mi się to wykonanie. 


Po południu sesja zaczęła się od trojga Europejczyków. Największe nadzieje wiązałem z Simonem Bürkim. Szwajcarskiego pianistę już kiedyś słyszałem i… Nie mogę powiedzieć, abym się zawiódł, ale miałem chyba inne wyobrażenie o jego sposobie gry. Zagrał, moim zdaniem, przepięknie nokturn (Nokturn c-moll op. 48 nr 1) i Etiudę a-moll op. 25 nr 4. Mazurek (Mazurek fis-moll op. 59 nr 3) wyszedł mu dziwnie. Nie umiem tego inaczej nazwać. Tak to odebrałem. Nie bardzo było wiadomo o co w tym chodzi, jak Szwajcar interpretuje ten utwór. Scherzo (Scherzo cis-moll op. 39), podkreślam że to moja subiektywna opinia, wypadło świetnie choć w przedostatnim akordzie miałem wrażenie błędu. Tak, jakby chciał zakląć w nim wszystkie swoje siły i minimalnie przeszacował możliwości. 


Trzecia grała Włoszka, Michelle Candotti. Nie wiem, jakie będą jej dalsze losy w konkursie, ale zagrała jedną z najciekawszych - moim zdaniem - interpretacji mazurka cis-moll op. 30 nr 4. Pod jej palcami utwór stał się przepięknie logiczny, skromny i prosty. Brzmiał jak subtelna opowieść o człowieku i zgiełku go otaczającym. Prawdziwa przyjemność i zarazem pożywka do zagubienia się w marzeniach i wyobrażeniach. 


Ale teraz na scenę wkracza Dziwna, Mała Dziewczynka. Tak od pierwszej chwili nazwałem Zhiqiang Cen. Wyszła dziarsko. Ubrana w skromną, białą koszulę i czarne spodnie. Włosy spięła w piękny koński ogon. Wyglądała jak uczennica podstawówki, która właśnie wraca z rozdania świadectw. Nic dziwnego. Panna Cen ma… PIĘTNAŚCIE LAT!!! Urodziła się przecież w listopadzie 2009 roku. Piętnaście lat. Musiałem to napisać raz jeszcze, bo nie mogę uwierzyć. Popatrzyła szelmowsko na klawiaturę dostojnego Steinwaya tak, jakby chciała mu powiedzieć: Dobra, sprawdźmy się. A potem, proszę mi wybaczyć frywolność, czy nawet odrobinę dezynwoltury. Potem Zhiqiang Chen zamiotła Europę, czyli pianistów występujących przed nią, pod dywan. O ile gdzieś w Sali Kameralnej taki można znaleźć. Zagrała nieziemsko, moim zdaniem. To genialna dziewczyna z zupełnie innej planety. Na początek zaserwowała dwie etiudy (Etiuda cis-moll op. 10 nr 4 i Etiuda a-moll op. 25 nr 4) na poziomie takim, o jakim można jedynie marzyć. Miałem wrażenie, że Steinway za chwilkę wyskoczy ze swoich pieczołowicie zablokowanych przez stewardów kółek i zacznie wywijać po scenie hołubce wraz z panną Cen. A ona? Nic sobie nie robiąc z naszego niemego zachwytu, kapitalnie prawie połączyła w jedną całość nokturn (Nokturn cis-moll op. 27 nr 1) i mazurek (Mazurek fis-moll op. 59 nr 3). Pierwszy utwór zabrzmiał, jakby grała go wśród zimnych, nocnych gwiazd które jakimś kaprysem losu przysiadły na moment na jej ramionach zasłuchane w to, co zrobiła z tego utworu. Przerwała ledwie na moment i przeszła do mazurka. Logicznie, prosto, bez wydziwiania. Grała jak natchniona. Nie można było oderwać oczu od jej palców biegających po klawiszach, nie można było choć na moment wybić się z transu słuchania jej interpretacji. Zakończyła scherzem (Scherzo b-moll op. 31) z finałem, który obudziłby śpiących pod Giewontem rycerzy. A ja nie mogłem się nadziwić, skąd w tej drobniutkiej nastolatce jest tyle siły. Fizycznej, ale i psychicznej. Zagrała mądrze, dojrzale. Można mnożyć komplementy. Oczarowała mnie tymi wykonaniami tak, że długo zbierałem się z myślami. 


Ale nie przegapiłem Uśmiechniętego Chłopca. Bo o nim teraz kilka słów. Hyo Lee z Korei Południowej. Wystąpił jako ostatni, czwarty pianista po przerwie. Czyli zaczął występ nietypowo, bo o 21.00, kiedy zwyczajowo kończy się sesja popołudniowa. Wyszedł z szerokim, przemiłym uśmiechem. Miało się wrażenie, że jest jak gospodarz, który otwiera drzwi do swojego świata aby wpuścić tam długo wyczekiwanych gości. Skorzystaliśmy z zaproszenia, a on otworzył ów świat. Delikatny, subtelny świat swoich interpretacji. To był znakomicie przemyślany i przygotowany program. Zaczął nokturnem (Nokturn cis-moll op. 27 nr 1), który wykonał w przepięknym nastroju zamyślenia, cichej refleksji i nocnych brzmień. Świetnie połączył go z etiudą (Etiuda gis-moll op. 25 nr 6), którą zagrał w podobnej konwencji. A z niej, można powiedzieć sama z siebie, wynikła druga etiuda (Etiuda cis-moll op. 10 nr 4). Ta z kolei swoim rytmem pobudziła myśli do skocznych, tanecznych kroków. Doskonale wpasował się w to mazurek (Mazurek a-moll op. 59 nr 1) i co zupełnie oczywiste - mocno brzmiące w finale scherzo (Scherzo E-dur op. 54). Patrzyłem w zachwycie na to,  jak gra. Ale widać było wielki wysiłek, jaki Hyo Lee wkłada w swój program. Z czoła kapały mu krople potu, kiedy przystępował do efektownego zakończenia swojego występu. Potem wstał i na jego twarzy znowu pojawił się ten przemiły uśmiech. Tym razem był to uśmiech zadowolonego gospodarza, który pokazawszy gościom swój zachwycający świat, żegna ich na jego progu. 


Dzień dziesiąty eliminacji, moim zdaniem, należał do ich dwojga. Dziwnej, Małej Dziewczynki, czyli piętnastoletniej Zhiqiang Cen z Chin i Uśmiechniętego Chłopca - Hyo Lee, osiemnastolatka  z Korei Południowej. Wspaniali artyści, przed którymi, mam nadzieję, wielkie światowej rangi kariery. To ogromna radość móc ich podziwiać. A może to początek? Może w październiku oboje pojawią się ponownie i… Poczekajmy na rozwój wypadków. 





Komentarze

  1. Przepięknie Pan opisuje kolejnych wykonawców każdego dnia przesłuchań. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Dokładnie tak jakbym była na sali i słuchała tych wszystkich mazurków, nokturnow. Z takim znawstwem, czułością i delikatnoscia.
    Bardzo dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za miłe słowa i życzę kolejnych przyjemności słuchania i czytania. Przed nami jeszcze dwa dni eliminacji, a potem wtorkowy werdykt Jury. Pozdrawiam serdecznie J.M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie Pan opisuje. Podpisuje się pod Pana opinią, Również z żoną byliśmy na tej sesji przesłuchań. Dodałbym że 1szy artysta sesji o 17, wypadł bardzo źle.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty