„Dzieje grzechu” uważnie przeczytane

Twórca w teatrze może z tekstem zrobić wszystko. Adaptować, nicować, lepić z niego spektakl. Szczególnie bezbronne, są w konfrontacji ze sceną, powieści. Pisane z myślą o czytelniku a nie widzu, często stają się w rękach twórców teatralnych gliną, z której ulepione postaci mają się nijak do pierwowzorów. Czasem. Bo jeśli twórca teatralny ma pomysł, jest człowiekiem wrażliwym, a na dodatek uważnie zgłębił i zrozumiał pierwowzór swojej sztuki - mogą powstawać arcydzieła. Wojtek Rodak, reżyser „Dziejów grzechu” z Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie (współprodukcja z Teatrem Małym w Tychach) oraz Iga Gańczarczyk, autorka scenariusza i dramaturgii - zrozumieli powieść i zamysł Stefana Żeromskiego w dwustu procentach. Powstał spektakl wszechstronny, z szacunkiem traktujący realia epoki ale zarazem wstrząsająco współczesny. I - co mnie kompletnie zaskoczyło, bo wszystko mogłem powiedzieć o Żeromskim ale nie to że pisze zabawnie - spektakl momentami świetnie podszyty inteligentnym humorem. A wszystko to na otwarciu 45 Warszawskich Spotkań Teatralnych w stołecznym Teatrze Dramatycznym. 


Mocne było tegoroczne otwarcie Spotkań. „Dzieje grzechu” w wersji Rodaka są wspaniałym studium kobiety, stojącej w obliczu przemocowego świata, przemijania i wyzwań wynikających z potrzeb czysto egzystencjalnych. Do tego spektakl stawia mocne pytania o granicę oddzielającą sztukę i bezbarwną przemoc. O to, czy w świecie męskim - ja osobiście nie postrzegam współczesnego teatru aż tak radykalnie, ale zdanie Twórców szanuję bo jest uargumentowane - kobieta, aktorka może walcząc o swoje prawa zachować zawodową pozycję. Niby temat wałkowany od dawna. Ale w takiej formie jeszcze go nie widziałem. Były oczywiście spektakle w całości poświęcone owej teatralnej przemocy, były i takie które poruszały damsko-męski porządek niesprawiedliwości. Jednak tu kwestie powyższe znakomicie, z wyczuciem wpisano w spektakl oparty na powieści, która aż prosi się o takie właśnie odczytanie. Historia Ewy Pobratyńskiej to krzyk kobiecej rozpaczy wobec brutalności męskiego świata. Przedmiotowego traktowania jej praw i oczekiwań. Pobratyńska w toku nieszczęśliwych zdarzeń staje się tragicznym, pokiereszowanym emocjonalnie, pozbawionym wszelkiej nadziei, bezwładnym monstrum. I jako monstrum przegrywa. 


Wspaniałym pomysłem, choć nienowym - przecież nie szukając daleko kilka Pobratyńskich mamy na przykład w legnickiej inscenizacji „Dziejów Grzechu” w reżyserii Darii Kopiec - jest rozbicie postaci Ewy na role dla kilku aktorek. Konkretnie trzech. Zaczyna się od Karoliny Staniec, której Ewa 1 jest wspaniałym naładowanym emocjami wulkanem marzeń i oczekiwań. Znakomicie oddaje nastrój czystej miłości od pierwszego do Łukasza Niepołomskiego, granego przez Szymona Czackiego. Oboje umiejętnie bawią się konwencjami. Pozostając przez większość czasu w aurze melodramatycznej miłości rodem z kart powieści Żeromskiego, lekko przeskakują do współczesnej nam narracji. Dzięki temu pewne naiwne, z dzisiejszego punktu widzenia, anachronizmy „Dziejów…” budzą uśmiech życzliwości a nie politowania. Budują solidną podstawę pod dalszy rozwój wypadków. A potem w sztafecie pań Pobratyńskich pojawia się Magda Grąziowska Jest Ewą 2, już po tragedii jej niemal zwierzęcego porodu i bestialskiego mordu. To Pobratyńska, której życie odebrało romantyczną aurę i ideały. Na wskroś niemoralna, wyrachowana i - w tym wszystkim - zwyczajnie po ludzku słaba. Odbija się od kolejnych raf losu, przyjmuje ciosy coraz bardziej brutalnej rzeczywistości. Świat zaciska się wokół niej jak pętla sideł, w które powoli wpada. I nagle stop. Metaliczny głos krótkofalówki reżysera wyrywa nas brutalnie z kolejnego, powieściowego rozdziału i ciska na plan filmowy. Trwa rejestracja jednej ze scen „Dziejów grzechu”. Czy to plan słynnej ekranizacji w reżyserii Waleriana Borowczyka z 1975 roku? A może chodzi o kielecki spektakl Michała Kotańskiego z Teatru Żeromskiego, który miał premierę w 2014 roku? Podglądamy pracę na planie. Mocne, męskie postaci reżysera, asystenta, aktora grającego Pochronia. W tym wszystkim kobieta. Traktowana jak przedmiot. „Moje ciało jest spektaklem” - cytuję z pamięci zdanie, które znakomicie pasuje do tego fragmentu inscenizacji Rodaka. Kobieta jako narzędzie pracy twórcy. Plastyczne, uprzedmiotowione. Nieważne. Odczłowieczone. Czy wolno? Co wolno reżyserowi na planie?


Ewa 2 wychodzi na przód sceny. Symbolicznie przekracza granicę spektaklu. Jest nie postacią, uginającą się w takt zachcianek reżyserskich. Jest Magdą Grąziowską. Aktorką, która jedenaście lat temu zagrała Ewę Pobratyńską w tamtej, kieleckiej inscenizacji. Gra ją też w obecnej, krakowskiej. Mówi o wspominanej już wyżej granicy. Między wolnością twórcy a niewolą kobiety-aktorki. Grąziowska jest w tym monologu wstrząsająco prawdziwa. Mocna. Wspaniała. Tak kończy się pierwszy akt „Dziejów grzechu” w reżyserii Rodaka. 


Wydawać by się mogło, że najmocniejszy monolog spektaklu już został wygłoszony. „Dzieje” stały się kanwą do dyskusji o przemocy w świecie teatru. Przerwa to niecierpliwy czas wyczekiwania. Dokąd teraz zaprowadzą nas przemyślenia twórców? Czy wrócimy do wertowania powieści Żeromskiego? A może to już koniec flirtu z jego tekstem i widowisko potoczy się wartko w kierunku protest-songu anty przemocowego? Dawno z takim zainteresowaniem nie czekałem w teatrze na drugi akt. 


A on zaskakuje jeszcze bardziej. Jest krótki. Dynamiczny. Łączy w sobie „żeromszczyznę” ze współczesnością. Wracamy do Ewy Pobratyńskiej i dekonstrukcji jej powolnego staczania się na dno. Postać zmienia się. Ewa 3 jest zupełnie inna. To kobieta przegrana, dostrzegająca upływ czasu i nieuchronny przystanek końcowy podróży przez życie. Świetna w tej roli Małgorzata Gałkowska. Po prostu świetna - w łączeniu postaci literackiej z odniesieniami do współczesnej sytuacji kobiety, której zegar zaczyna wybijać coraz późniejsze godziny. A monolog o przemijaniu - wbił mnie w krzesło. Nie zgadzam się z tym, że Gałkowska mówi o mijaniu życia kobiecego. To jest monolog szerszy, bo o ludzkim odchodzeniu. Szorstkie dłonie babci, które dziwią w dzieciństwie, kiedy nasze pokrywa aksamit młodej skóry powoli stają się właśnie naszymi. Twardniejemy. Patrzymy na skórę rąk pokrytą plamkami, którym na imię PESEL. Nie ma tu znaczenia płeć. Czas mierzy nas wszystkich taką samą miarą. To, moim zdaniem, kulminacja. Po to warto było zagłębić się w bardzo ciekawe, mądre i zastanawiające meandry tego spektaklu. Gdy wydawało się, że wszystko już w nim powiedziano - jest ten właśnie monolog. 


Uwielbiam takie konstrukcje. Spektakle, w których co kilka  minut ma się wrażenie, że nic dodać już niepodobna. A jednak to się dzieje. Pojawiają się kolejne, fantastycznie napisane i zagrane sceny. Aż do finałowej. Kiedy gaśnie światło i wybucha bomba braw. 


Zapewne napisałem za mało. Zapewne można z tych „Dziejów grzechu” wyłowić o wiele więcej. Jest tu i dyskusja nad współczesnością melodramatu. Jest, z dystansem pokazana, zabawa konwencjami. Ale to nie książka, tylko ułomna recenzja, zatem wiele wątków pozostawię Państwu do własnej analizy i wyśledzenia. Nie ma przecież nic przyjemniejszego, niż  samodzielne chwytanie ulotnych nitek fabuły, które jak pajęczyna snują się ze sceny i zapraszają widzów do intelektualnej zabawy. 


Nie mogę pozostawić w cieniu jeszcze jednego aspektu krakowsko-tyskich „Dziejów grzechu”. Kostiumów. Odważne w części męskiej, sugestywne w damskiej. Marta Szypulska zaproponowała stroje fantastyczne, znakomicie korelujące z postaciami i wykreowanym w spektaklu światem. Zachwycił mnie kostium Ewy 2. I te koturny, gdzieś w najdalszym z dalekich horyzontów przypominające greckie tragedie. Oryginalne, kreatywne, świetne są kostiumy autorstwa pani Marty. Wielkie gratulacje. 


Te zresztą należą się wszystkim Twórcom i Aktorom „Dziejów grzechu”, także tym których nie wymieniłem i nie opisałem. Dostaliśmy pierwszego dnia 45 Warszawskich Spotkań Teatralnych bardzo mocny zastrzyk doskonałego teatru. Pozostaje tylko czekać na kolejne dni. 


 OBSADA


Szymon Czacki Łukasz

Małgorzata Gałkowska Ewa 3

Magda Grąziowska Ewa 2

Stanislaw Linowski Szczerbic

Filip Perkowski Bodzanta
Przemysław Przestrzelski Pochroń

Karolina Staniec Ewa 1



TWÓRCY


Wojtek Rodak Reżyseria 

Iga Gańczarczyk Scenariusz i dramaturgia

Katarzyna Pawelec Scenografia i reżyseria świateł

Marta Szypulska Kostiumy 

Teoniki Rożynek Muzyka 

Alicja  Nauman Choreografia




Komentarze

Popularne posty