"Misery" niezmiennie w napięciu...
Osiem lat! I wciąż przy oklaskach ludzie wstają z miejsc. Wciąż pełna widownia. Wciąż „Misery” bawi i wciąga w swój wartko płynący świat. Fenomen? Poszedłem sprawdzić. Po latach. Bo widziałem ten spektakl jeszcze przed pandemią i zamykaniem w domach. Chciałem o nim napisać, a wyciąganie jego walorów z pamięciowych zakamarków było ryzykowne. Przecież mógłbym coś przeoczyć.
Dreszczowiec-komedia Stephena Kinga, w reżyserii Roberta Glińskiego. Na Scenie Kameralnej Teatru Kwadrat. Spektakl można napisać skrojony do tego typu scen. Wszystko dzieje się w jednej przestrzeni, nie ma zmian dekoracji. Obsada - troje Aktorów. Ale trzeba mieć troje, a na pewno dwoje Artystów, zdolnych z humorem a zarazem na poważnie nastrój grozy ukryć i powoli przed widzami budować. Tu największy ciężar spoczywa na roli kobiecej. Czyli odtwórczyni Annie Wilkes.
W Teatrze Kwadrat gra ją Ewa Wencel. I robi to jednocześnie uroczo i przerażająco. Bo Annie taka jest. To przecież osoba szalona - psychicznie chora, owładnięta swoimi demonami. Nie wahająca się w takt szaleństwa przed niczym, w imię realizowania psycho-planu psychofanki Paula Sheldona. Ta postać to z kolei pole popisu Piotra Polka. Trudna rola, grać przez pół spektaklu pokiereszowanego, obleczonego w gips i bandaże błyskotliwego pisarza. Polk radzi sobie z tym, piszę widząc spektakl po raz drugi, znakomicie i niezmiennie bawi, trzyma w napięciu - tak, jak w „Misery” potrzeba. Jest jeszcze szeryf, który choć pojawia się sporadycznie, odgrywa dla fabuły ważną rolę. Dociera na farmę i próbuje rozwikłać zagadkę zaginionego pisarza. W Kwadracie to zadanie powierzył reżyser Marcinowi Piętowskiemu i to bardzo dobry wybór. Uczciwie mówiąc, nie ma w tej roli wielu okazji do pokazania aktorskiego kunsztu, ale Piętowski jest szeryfem jako żywo wyjętym ze świata amerykańskich małych miasteczek. Tak go sobie oczywiście wyobrażamy, choćby na podstawie filmów - dajmy na to „Fargo”.
Rzecz dzieje się na farmie. Zaglądamy tam cztery dni po najważniejszym w jej dziejach zdarzeniu. Annie, właścicielka gospodarstwa i zarazem była pielęgniarka, ratuje życie Paulowi - poczytnemu pisarzowi, który miał wypadek samochodowy. A wszystko to pokrywa grubą warstwą burzowego śniegu. Są odcięci od świata. Tak przynajmniej utrzymuje Annie, która z wprawą byłej pracowniczki służby zdrowia składa paulowe złamania i opatruje rany. Z minuty na minutę zaczynamy, wraz z Paulem, podejrzewać że nie wszystko w tej historii jest takie, jak Annie przedstawia. Narastają podejrzenia a zarazem groza położenia Paula. I tak - groźnie, błyskotliwie ale z sarkastycznym humorem będzie w „Misery” aż do finału. Jakiego? Warto samemu zobaczyć, ale przecież to jednak dreszczowiec-komedia. Zatem finał, choć dla bohaterów historii niosący różne konsekwencje - jednak w miarę możliwości szczęśliwy.
Bardzo lubię wracać myślami do tego, co pozornie minęło i bezpowrotnie zamieszkało wyłącznie w pamięci. Dlatego z przyjemnością podreptałem do Kwadratu na ten spektakl. Zmienił się, mam wrażenie. Minimalnie. Dopracowano ważne, choć niewielkie szczegóły. I moim zdaniem teraz bawi i wciąga jeszcze bardziej, niż kilka lat temu. Kto chce spędzić około dwóch godzin na intrygującej rozrywce, okraszonej wybuchami śmiechu - temu z Teatrem Kwadrat z pewnością będzie po drodze. Namawiam do tych odwiedzin i do zapuszczenia się w świat „Misery” - warto.
Aktorzy
Annie Wilkes: Ewa Wencel
Paul Sheldon: Piotr Polk:
Szeryf Buster: Marcin Piętowski
Realizatorzy
Przekład: Jacek Kaduczak
Reżyseria: Robert Gliński
Scenografia: Wojciech Stefaniak
Kostiumy: Ewa Gdowiok
Asystent reżysera: Marcin Piętowski
Komentarze
Prześlij komentarz