Dzień piąty - Chiński poranek, japońsko-koreańskie popołudnie

Cóż za dzień, co za poziom - można spokojnie powiedzieć po niedzielnych sesjach eliminacji do XIX Międzynarodowego Konkursu im. Fryderyka Chopina. Filharmonia Narodowa była w niedzielę miejscem wspaniałych interpretacji. Wciąż się waham od czego tu zacząć. 


Słowo o polskiej reprezentantce. Zuzanna Sejbuk zrobiła tyle, ile mogła. Moim zdaniem za mało aby liczyć się w Konkursie, jeśli znajdzie się oczywiście w gronie szczęśliwców którzy przejdą eliminacje. Zakładów w tej sprawie bym nie przyjmował. Balansowała po cienkiej granicy tak, jakby starając się zagrać bezbłędnie, unikała ryzyka i własnej interpretacji granych utworów. Co to się dzieje? Mam wrażenie, że polscy reprezentanci, ci oczywiście których miałem okazję słuchać, grają bojaźliwie, bez własnych emocji. Dążą jedynie do tego, aby ich występy były technicznie bezbłędne. Ktoś napisał że jedna z Polek „nie wpadła w ucho”. Rzeczywiście. To są takie występy, które przesuwają się przed oczami i szybko odchodzą w zapomnienie. To oczywiście, co podkreślam, tylko moje zdanie, pogląd subiektywny i każdy może mieć przecież inny. 


A teraz Hao Rao. Czekałem na ten występ niecierpliwie. Cztery lata temu doszedł do finału. Miał wtedy siedemnaście lat i był wspaniałym, wrażliwym chłopakiem. Zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Specjalnie chodziłem na przesłuchania konkursowe tylko, aby go usłyszeć. Wejście do finału było ogromnym sukcesem tego cichego, skromnego nastolatka. Znalazł się wśród dwunastu wybrańców i wyjechał z Polski z nagrodą-wyróżnieniem Prezydenta Warszawy. Wraca. Jest już dorosłym, choć wciąż młodym człowiekiem. I mam wrażenie człowiekiem zupełnie innym. Gdzieś uleciała jego lekkość, która przypominała kolorowe marzenia. Nie ma już tej delikatności, wrażliwości. Zagrał zupełnie inaczej. Mocniej. Etiudy (Etiuda a-moll op. 10 nr 2 i Etiuda a-moll op. 25 nr 11) nie miały dawnej lekkości. Pięknie nadal grane. Tak. Ale ta pierwsza była - może to także wyłącznie subiektywna moja opinia - zagrana szybko. Od niechcenia? Może aż tak to nie. Oczywiście, podkreślam, to nadal jest Hao Rao czyli wirtuoz. Obawiam się tylko, czy nie będzie z nim tak, jak z Szymonem Nehringiem cztery lata temu. Startował wtedy ponownie. W siedemnastym Konkursie był w finale. Ale osiemnasty był zupełnie inny. W każdym etapie, miałem wrażenie, że on myślami jest już w finale. Pokonywał kolejne szczeble aż do etapu trzeciego Przepadł. Nie można dzielić skóry na niedźwiedziu. Oby ten los nie spotkał Hao Rao…


A konkurencję miał w swojej sesji mocną. Moim zdaniem porównywalnie, a może nawet lepiej zaprezentował się w niej Hanwen Shi, któremu z kolei etiudy (Etiuda cis-moll op. 10 nr 4 i Etiuda h-moll op. 25 nr 10) „wyszły” znakomicie. Wzruszająco zinterpretował Mazurek a-moll op. 59 nr 1, a przecież swój występ zaczął pięknie, romantycznie, w zamyśleniu zagranym nokturnem (Nokturn Des-dur op. 27 nr 2). Obaj reprezentanci Chin, moim zdaniem, pokazali kolejny raz ile dzieli sposób postrzegania Chopina ich od reszty świata. 


Popołudnie, tu od razu uprzedzę, wyszedłem w przerwie o 19 tej, bo doprawdy takiego poziomu się nie spodziewałem i zwyczajnie musiałem przewietrzyć głowę. Czworo pianistów, którzy przed tą przerwą zagrali dawało - każde w swoim rodzaju - mistrzowski popis chopinowski. Zaczął Kotaro Shigemori z Japonii i zagrał Mazurek cis-moll op. 50 nr 3 tak, że miałem ściśnięte gardło. Inna sprawa, że to jeden z moich ulubionych utworów Fryderyka Chopina a japoński pianista zinterpretował go w sposób, jaki zawsze o nim myślałem. Skomplikowany, podszyty tańcem dialog tęsknoty z miłością. Przepiękne to było i w zapomnienie poszły moje obawy po nokturnie (Nokturn E-dur op. 62 nr 2), który Kotaro Shigemori zagrał jak na mój gust wolniej, niż być powinno. Piękna była także druga z wykonywanych przez niego etiud (Etiuda As-dur op. 10 nr 10), całość zwieńczył w udany sposób scherzem (Scherzo E-dur op. 54). Po nim do eliminacji stanął kolejny Japończyk, Jim Shimada. I pokazał, że poezja czai się głównie w nokturnach. Wiem to, często słucham ich w samotności i ciszy warszawskiej nocy. Są niesamowite. Rozbudowane, esencjonalne. Budzą najskrytsze marzenia i otwierają myśli. Tak właśnie pod palcami Jima Shimady brzmiał Nokturn c-moll op. 48 nr 1. Właśnie dokładnie tak. Zresztą Japończyk „czytał” równie poetycko pozostałe utwory swojego programu. Schodził w deszczu rzęsistych braw. 


No i teraz pianistka, która skradła moje serce. Kilka dni temu na fejsbukowej grupie „XIX Konkurs Chopinowski (2025) i muzyka Chopina” - serdecznie pozdrawiam Jej Adminów i Uczestników, sam mam przyjemność do niej należeć, z czego się bardzo cieszę - ktoś zapytał, czy po każdym występie nie powinno się czyścić fortepianu. Odpowiedź: nie ma takiego zwyczaju, jest jak najbardziej słuszna. Ale są wyjątki. Takim okazała się pani Hyojin Shin z Korei Południowej i właśnie dlatego skradła moje serce. Wyszła w czerwonym, atrakcyjnym i świetnie skrojonym kostiumie. Usiadła. Obejrzała poczciwego Steinwaya. Wstała i… zdecydowanym krokiem ruszyła do już zamkniętych drzwi, skąd artyści wychodzą na scenę. Zapukała i znikła. Po chwili przy fortepianie pojawił się steward ze ściereczką i dokładnie oczyścił klawiaturę. Zabawne zdarzenie, bo czyszcząc mimowolnie przyciskał klawisze, wydając z nich kilka bezładnych dźwięków. Rozbawiona publiczność nagrodziła go oczywiście oklaskami, a on podtrzymał żart kłaniając się w pas niczym wirtuoz fortepianu. Pani Hyojin Shin wróciła i… sama raz jeszcze klawiaturę przetarła. Jestem pełen uznania dla Jej opanowania, siły charakteru i asertywności. A potem… Potem te oczyszczone klawisze pod Jej palcami zaczęły grać. I układać się w muzykę zinterpretowaną na najwyższym poziomie. Na początek zaserwowała dwie przepięknie wykonane etiudy (Etiuda e-moll op. 25 nr 5 i Etiuda a-moll op. 25 nr 11). Świetnie wybrzmiewające, zagrane zdecydowanie, pewnie. Tak. Pani Shin doskonale wiedziała, czego oczekuje od instrumentu i miała metodę jak swoje oczekiwania z niego wydobyć. Moim zdaniem mazurek (Mazurek Des-dur op. 30 nr 3) zabrzmiał bodaj najpiękniej tego dnia. Roztańczony, pełen barw i charakteru. Nokturn (Nokturn fis-moll op. 48 nr 2) czarodziejski. A wielkie, piękne scherzo (Scherzo b-moll op. 31) zagrała tak, że mimo słuchania go w ostatnich dniach wielokrotnie, usłyszałem je na nowo. Oklaski, oklaski, oklaski. Gdyby nie były to konkursowe eliminacje zapewne klaskalibyśmy tak długo, aż Hyojin Shin wyszłaby bisować. I to niejeden raz. 


Rozerwał się jakiś róg obfitości ze znakomitymi muzykami. To popołudnie nie dawało chwili wytchnienia. Bo grająca jako ostatnia przed przerwą Japonka Miyu Shindo także dała w Sali Kameralnej mistrzowski popis. W moich notatkach zapisałem tylko jedno słowo: wspaniała. Tak. Każdy element jej programu był właśnie wspaniały. Programu zresztą najdziwniej ułożonego ze wszystkich, granych do tej pory w eliminacjach. Praktycznie wszyscy pianiści, których słuchałem, wieńczą swoje występy scherzem. Zaczynają najczęściej nokturnem, po nim dwie etiudy i mazurek. Oczywiście, zdarzają się od tych reguł odstępstwa i rozpoczęcie mazurkiem, a potem dwie etiudy i nokturn, ale układ nokturn - etiudy - mazurek - scherzo wydaje mi się najbardziej czytelnym i spójnym. A pani Shindo zmieniła wszystko! Wprawdzie zaczęła od nokturnu (Nokturn Des-dur op. 27 nr 2) - wykonanego mistrzowsko, ale potem zaczęło się dziać coś, co spowodowało, że poważnie martwiłem się o swój stan psychiczny. Myślałem, że zasypiam i budzę się w innej czasoprzestrzeni. Po nokturnie… scherzo (Scherzo b-moll op. 31). Przeraziłem się, że usnąłem i ot już koniec występu. Ale nie. Teraz zabrzmiała etiuda (Etiuda As-dur op. 10 nr 10). Czekałem na kolejną etiudę a Ona… Mazurek (Mazurek H-dur op. 56 nr 1)! I to jaki! Aż chciało się podskoczyć i zatańczyć. W ogóle odniosłem wrażenie, że Japończycy w mazurkach największą uwagę poświęcają ich tanecznym motywom. Refleksje są moim zdaniem wyciszane. Brzmi to jednak skocznie i bardzo dobrze. Siedziałem zdezorientowany, zastanawiając się czy w tej sytuacji jednak naprawdę nie usnąłem, bo brakowało mi jednej etiudy. Słusznie! Bo Miyu Shindo zostawiła ją na koniec. Co za siła tkwi w tej kobiecie! Jak świetny miała pomysł na układ swojego programu. Etiuda a-moll op. 25 nr 11 aż prosi się aby być utworem finałowym. Wymagająca, stwarzająca możliwości pokazania techniki i zarazem dojrzałej interpretacji. Brawa, brawa, brawa. 


Nie byłem w stanie po tych emocjach zostać do końca. Musiałem odetchnąć. Jeśli straciłem czyjś wirtuozowski popis, pocieszam się że przecież wirtuoza nie zabraknie w październikowym Konkursie. Jeśli nie słyszałem pianisty nie-wirtuoza, nic się nie stało. Natomiast ta niedziela była jak do tej pory, moim zdaniem, dniem eliminacji który stał na najwyższym poziomie ze wszystkich dotychczasowych dni. Pozostaje tylko niecierpliwie czekać na kolejne - oczywiście ponawiając zaproszenie dla Państwa do odwiedzenia Sali Kameralnej Filharmonii Narodowej. Takich emocji nie będziemy mieć aż do października! 




Komentarze

  1. Piękny opis. Też miałam okazję być wczoraj na koncercie wieczornym w FN. I też wyszłam po 19 z głową pełną wrażeń. Moja faworytką została Hyojin Shin, ale myślę, że poza grą wrażenie wywarła na mnie dodatkowo ta scena przed jej koncertem, o której Pan pisze. Ale cały ten wieczór był po prostu pięknym muzycznym doświadczeniem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to był bodaj najlepszy wieczór tych eliminacji. :) pozdrawiam serdecznie, życząc kolejnych takich wrażeń. J.M.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty