Co się stało z naszą klasą…

Sztampa. I to sztampa goniącą sztampę. Tyle można by powiedzieć o „Ostatniej lekcji” w reżyserii Grzegorza Damięckiego na scenie Teatru Ateneum. Można by. Gdyby nie… Ale z tym poczekajmy. Po kolei. 


Tekst. Autorka tekstu, Maria Gustowska, zdecydowanie porwała się na coś, co przerosło jej literackie możliwości. Słuchając drętwych monologów i dialogów „Lekcji” miałem wrażenie, że pisał je albo scenarzysta złowieszczych „Siedemnastu mgnień wiosny” a wygłaszać ma słynny Max Otto von Stierlitz, albo jeszcze gorzej: Z mroków dziejowych wychynął serial „W labiryncie” i znowu straszy mnie postać inż. Jana Duraja. Osoby spektaklu sprawiają wrażenie wymyślonych przy pomocy darmowej wersji sztucznej inteligencji, na potrzeby cyklu artykułów w portalu powiatowym. Popatrzcie Państwo sami. Zamykamy oczy i jedziemy: Dwudziestosześcioletnia korpo-sucz. Co widzimy w wyobraźni? Talia osy, żakiet ze spodniami, głowa pełna frazesów, ego na szczycie Mount Blanc, pogarda dla wszystkich i wszystkiego poza karierą za wszelką cenę. Tak? No, to bęc. To wszystko, co pani autorka ma do zaproponowania kreśląc postać Sylwii. Bawimy się dalej? Proszę! Koleżka, który wciągał i jarał a potem deprecha. Poszedł do kościoła… No tak, powołanie, ksiądz a w zasadzie student teologii. Wszystko wie, wszystkich kocha, w każdym widzi dobrą duszę. Taki nieopierzony Chrystus. Macie to? No, to właśnie stworzyliśmy Kamila. Też nic ponad to pani autorka nie dokłada. Jeszcze jedna postać? Szkolna pryszczata grubaska, zamknięta w sobie rysowniczka. Klasowa outsiderka i pośmiewisko. Po szkole wyjeżdża do Berlina. Kim zostaje? No, tu troszkę się musimy wysilić, ale to jest też do ogarnięcia.  Lesbijka, niszowa artystka-rysowniczka która żyje ze sprzedaży swoich prac. I też właśnie stworzyliśmy postać „Lekcji”. Zostaje jeszcze Konrad. Najlepszy w klasie piłkarz, przy okazji diler dragów do użytku w kiblu. Wpada i wylatuje ze szkoły. Gdzie ląduje? Na budowie i zostaje kibolem. Ma kobietę-konkubinę i dziecko. Oczywiście i kobieta i synek mają imiona jak z żartów o Sebku. Ba-bach. Ostatnia postać właśnie się nam narodziła. To jest przerażająco stereotypowe, wręcz zabawne w swojej naiwności. Ale na tym nie koniec. Postaci wchodzą ze sobą w interakcje. Wygłaszają też „filozoficzne” monologi, które mają nam każdą z nich przybliżyć. Banał pogania w tym banał. Na dodatek konstrukcja całości jest tak szkolna, jakby utwór powstał na fakultetach pisania scenariuszy w pierwszej klasie liceum. Zaczynamy sceną grupową. Wszyscy czworo, żeby zadzierzgnąć akcje. Osadzić postaci w czasie i miejscu. No, to teraz każda z osób dramatu musi powiedzieć o sobie. Kolejno wchodzą, wygłaszają komunały i schodzą. No, nie śmiejcie się Państwo. Tak to jest zbudowane. Co dalej? Ja wiem, że wiecie! Dialogi w parach. Sylwia z Kamilem, Konrad z Mają. Teraz grupowo, żeby dać oddech i znowu dialogi. Zmienimy pary i niech rozmawiają. To jest koszmarne. Po prostu koszmarne. Miałem uczucie zamknięcia w jakimś ciasnym pudełeczku, w którym jestem w stanie przewidzieć każde kolejne zdanie, jakie za moment padnie ze sceny. Dodajmy jeszcze zależności między postaciami, które są tak trywialne że boli: Sylwia była dziewczyną Kamila a Konrad najbardziej dokuczał Mai. Wiedzieliście? Ja też! Tak, słyszę głos o tym że spektakle składają się ze scen zbiorowych, indywidualnych, dialogów i tak dalej. Ale jeśli są one ustawione tak, jakby były ledwo ociosanymi klockami drewna? No właśnie. 


Reżyseria. Grzegorz Damięcki sporo o tym spektaklu opowiadał. Słuchałem wywiadu z nim w Rock Radiu, czytałem w serwisie Polskiej Agencji Prasowej. „Wyszliśmy na scenę i zaczęliśmy rozmawiać, zaczęliśmy się kłócić, a czasami zgadzać. Rozmawialiśmy o polaryzacji pod każdym względem, o poszukiwaniu przynależności za wszelką cenę; o tym, co zrobiła z młodymi ludźmi pandemia, o ich kompletnym "rozjechaniu", o braku możliwości komunikowania się na żywo. I o tym wszystkim jest nasz spektakl" - to cytat z wypowiedzi reżysera, zamieszczonej w artykule Grzegorza Janikowskiego w serwisie PAP. Co??? Really?? W tym spektaklu nie ma cienia, powtarzam, cienia tych szczytnych założeń. Każda postać mówi, a najczęściej wykrzykuje, swoje kwestie w sposób kompletnie nienaturalny i oderwany od rzeczywistości. Reżyser nie umiał wygładzić, złagodzić fatalnie płytkich frazesów tekstu, na jakim pracowali aktorzy. To jest bardzo, bardzo nudne. Nie oszukujmy się. 


Aktorzy. Czworo młodych ludzi, z których troje poszło na łatwiznę a jedna spróbowała. Sylwia, czyli  Natalia Stachyra. To jest koszmarne. Po prostu koszmarne. Abstrahuję od tego, że dokładnie wiem, co Sylwia za moment powie - wina słabego tekstu - ale zagrana jest owa Sylwia tak, że dokładnie też wiem, co ona za moment zrobi. Stereotyp korpo suczy wyjęty z tego powiatowego portalu i byle jak ciśnięty na scenę. Jakub Pruski, którego postać - Konrad, to wywodzący się z patologicznej rodziny, terroryzowany przez ojca-kibola były diler. Obecnie robotnik na budowie i zarazem też kibol. A tu? Z polotem odziany, wyszczekany młodzian w bejsbolówce - wagi powiedzmy muszej co najwyżej. Macha rękami, krzyczy, ale nic z tego nie wynika. Jest równie prawdziwy jak rozpaczliwie włożone mu w usta przekleństwa. Taki słoń z czeskiego wesołego miasteczka, któremu odkleja się przylepiona na gumę arabską trąba. Kamil, czyli Paweł Gasztold-Wierzbicki, myli się zbyt często jak na teatr klasy Ateneum. A postać? Jak cię mogę. Ale uduchowionego dwudziestokilkulatka neofitę każdy jako tako zagra. Byleby bez krzyku. Zostaje Maria Witkowska. Tak. Maja w jej wykonaniu jest jakaś. Nie jest idealna, bo płytkość tekstów na to nie pozwala. Ale jest. Gdyby nie Maria Witkowska przez pięćdziesiąt pięć minut spektaklu można by się spokojnie powiesić z nudów. 


No dobrze. Ale „Ostatnia lekcja” ma minut sześćdziesiąt pięć. Właśnie! Teraz czas na odkrycie tajemnic. Grzegorz Damięcki wspomina w wywiadach że postać Chruszcza, czyli nauczyciela u którego spotykają się byli uczniowie, wzorował na swoim szkolnym wychowawcy. Andrzej Chruszczyński. Jedyny Nauczyciel w mojej szkolnej karierze. Taki, któremu w dorosłym życiu zawdzięczam wszystko. To, że operuję swobodnie słowem. To, że wiem kim jest i kto powołał do życia Pana Cogito. To, że mój dorosły świat mienił się i mieni pięknem poezji, kultury i wrażliwości. Jedyny Nauczyciel w moim życiu. Mieliśmy z Grzegorzem szczęście być w tym samym liceum. XXII Liceum Ogólnokształcącym imienia Jose Marti. Tam uczył, nieżyjący już, Andrzej Chruszczyński. A takie spotkania, jak to na którym spotykają się spektaklowe postaci-wydmuszki? Tak. One też miały miejsce. Byłem na jednym z nich. Gdyby nie Adam Ferency, który przeniknął postać Chruszcza, ożywił go i postawił przed widzami dokładnie takim, jakim był - cała ta „Ostatnia lekcja” nie miałaby w sobie nic. Pustka. Ale jest na szczęście genialny Aktor. Na dodatek pojawiający się na scenie, na której kompletne spustoszenie poczynili jego następcy w zawodzie. I on gra. On jest Mistrzem tej ceremonii. Patrzyłem w zachwycie jak Adam Ferency przywraca Chruszcza do życia. Znowu był rok 1986 i znowu byłem na lekcji polskiego. Dokładnie takiej, jakie mój Nauczyciel prowadził. A recytacja? Monolog? Zbigniewa Herberta poznałem właśnie dzięki Chruszczowi. I patrząc jak Adam Ferency czyni z Pana Cogito przesłanie dla zasłuchanych uczniów widziałem dwie sceny: Swoją z czasów licealnych i inną. Oto Mistrz zawodu aktorskiego, niedościgniony Artysta, po prostu przysiada na moment i pokazuje grupce dzieciaków co to znaczy być aktorem. Wielkim aktorem. Jeszcze bardzo, bardzo długa droga przed tą czwórką młodych ludzi. Kto wie, czy ta droga nie jest przecięta przepaścią…


„Ostatnia lekcja” na scenie Teatru Ateneum. Moim zdaniem spektakl pod wieloma względami nieudany. Ale dla Adama Ferencego warto. Tylko i wyłącznie. 


OBSADA

Adam Ferency

Natalia Stachyra

Maria Witkowska 

Paweł Gasztold-Wierzbicki

Jakub Pruski


TWÓRCY

Autorka tekstu - Maria Gustowska 

Reżyseria - Grzegorz Damięcki 

Asystentka Reżysera - Maria Gustowska 

Scenografia i reżyseria świateł - Olga Michaluk 

Kostiumy - Zoya Wygnańska

Muzyka - Marcin Molski

Suflerka - Joanna Trzcińska 

Inspicjentka - Agnieszka Hornowska 




Komentarze

Popularne posty