Wstrząsający ptak

Moja przygoda z Mińskiem: Lotnisko. Po czterech dniach opuszczam Białoruś. Podaję paszport dziewczynie w mundurze.  Jest piękna. Jest obłędnie piękna urodą, jaką można spotkać tylko od Bugu po rzekę Moskwę. Patrzy na mnie oczami marzącego kota. „Eto nie wy” - mówi, pokazując na zdjęcie w paszporcie. Jak nie ja? Dziwię się, wyrwany z romantycznego zamyślenia. Nie wy, powtarza szklanym głosem Gwiazdy od Herberta. Włączam tryb homo sovieticus. Jest taki tryb, który działa na „ludzi stamtąd”. Skuteczny. Jeśli krzyczysz na czynownika - znaczy jesteś gość. Krzyczy tylko racja. Siła. W zasadzie są dwa tryby. Używam trybu numer jeden. Towarzyszko strażniczko - podnoszę głos - przestańcie żartować, bo to ani czas ani miejsce na dowcipy. Oddajcie dokument i dość tego! To nie wy, powtarza głosem jadowitego węża. I jeszcze słowo a zawołam milicjanta i przez dwie doby nie wyjdziecie z pokoju zatrzymań. Mięknę. Tryb numer jeden nie zadziałał. Cholera. Zawsze pomagał, myślę gorączkowo i błyskawicznie uruchamiam tryb numer dwa. Towarzyszko, mówię miękko, Taka z was piękna dziewczyna że ja nie dwie doby. Ja całe życie bym wam oddał i tu w Mińsku spędził. Herbatę bym z wami pił i po ulicach za rękę spacerował. Ale moja córka. Dziecko jeszcze. Już przeszła kontrolę i czeka na tatę bo sama przecież do Polski nie poleci. Kocie oczy patrzą na Olę, która stoi za szybą i nie rozumie ni w ząb tego, co się dzieje. To nie wy - jeszcze raz powtarzają najpiękniejsze usta świata, ale już ciszej. Nie oddaje paszportu. Czai się. zastyga. Widzę że tryb numer dwa działa. Poruszyły się trzy postaci za nią. Podchodzą. Między nimi oficer w czapce większej od miednicy. Zsuniętej na tył głowy jak u Kozaka z „Samotnego białego żagla” Katajewa. Wyjmuje jej z ręki mój paszport. Uśmiecha się szeroko, jak step Akermanu. Puść go, wyrokuje nieodwołalnie. Puść. Popatrz. Taki miły grażdanin. I pożartować może. I na herbatę cię następnym razem w Mińsku zaprosi. A może i za żonę weźmie. Oddają mi paszport. Przechodzę za szybę. Jestem wolny. Mam mokre dłonie i kark. Jestem wolny. 


Stanęła mi ta historia przed oczami, gdy się zaczął. W Collegium Nobilium „Pingwin” w reżyserii i na podstawie scenariusza  Victorii Yegorovej. Opowieść prosta. Tak prosta, jak mechanizm napędzający rower. Dwa tryby, kawał łańcucha i pedały. Ale przerażająco realna. I to wszystko dzieje się tuż obok nas. Ledwie dwie godziny lotu. zaledwie wyschną spocone strachem ręce. A już samolot wysuwa podwozie i przenosi Mińsk do wspomnień. Nie. On trwa. Mińsk jest. Taki, jak w „Pingwinie. Z socrealistycznym, monumentalnym stemplem Związku Radzieckiego. Z Zamkiem Piszczałowskim. Obyś, Czytelniku, nie musiał tego zamku zwiedzać od środka… To więzienie. Żółto-czerwone mury zwieńczone drutem kolczastym. Tam mieszka strach. Zło. Tęsknota. Tam mieszkają wszystkie białoruskie lęki. Razem z Przewodnikiem, który za chwilę stanie się Tatą - przekraczamy zamkowe wrota. 


Jest tak, jak na Białorusi. Wyzywająca uprzejmość, która kryje brutalną przemoc. Ta zacznie się wraz z pierwszym fałszywym ruchem. Mrugnięciem oka. Gestem. Wyskakuje z umundurowanych postaci. Sprowadza człowieka do roli przedmiotu. Strzępu życia, który wart jest tyle, że nawet prawo do śmierci jest mu odebrane. Ma trwać. W nicości. Pozbawiony kontaktu z bliskimi. Bez czasu. Trwać nie wiedząc do kiedy i za co go zamknięto w celi, w której położenie się na pryczy w ciągu dnia oznacza karcer. 


„Pingwin” to opowieść o mińskim przewodniku miejskim. Trafia do celi podejrzany o szpiegostwo. Historia, jakich wiele. Prosta. Dobitna. W „wolnym” świecie rodzi się jego córeczka. Nawet nie wie, jak ma na imię. Listy nie dochodzą. Paczki przenoszą jedynie skarpetki. Trwa w pustej rozpaczy. Z niej rodzi się Pingwin. Ptak nierealny, ale uosabiający choć okruch radości. Ciepła. Rozmawiają. Dzielą się chwilami, które w więzieniu mogą trwać lata. Pingwin, żyjący jedynie w zrozpaczonej wyobraźni nielot, jest wentylem bezpieczeństwa. Przychodząc z szaleństwa pozwala nie oszaleć. 


Wreszcie ten koszmar dochodzi do końca. Tato, po nonsensownym przesłuchaniu, zostaje zwolniony. Wspaniała jest scena wyjścia z kazamatów. Wspaniała jest jazda windą, która pochłania więźnia i niesie do wolności. Wolności? Jakiej wolności? Niesie go do innego więzienia. Takiego, w którym nie ma pojedynczych cel. Prycz. Pingwina. Ale Mińsk trwa. 


Krótkie. Trwa nieco ponad godzinę. Wstrząsające i mądre. Szedłem na ten spektakl zdziwiony.Pełen nieufności. Dlaczego na akademickiej scenie pojawiać się mają „takie” rzeczy? Już rozumiem. Bo ta scena musi iść dalej. Rozwijać się. Collegium Nobilium już osiągnęło status jednego z najważniejszych teatrów Warszawy. Czas na to, aby stało się miejscem, które nie tylko mówi. Miejscem, które potrafi, gdy potrzeba, także krzyknąć. I ten krzyk usłyszałem. Ten krzyk to „Pingwin”. Wstrząsający, świetny spektakl. 


Na scenie Tato, czyli Piotr Gawron-Jedlikowski. Prawdziwy, wspaniały, realny. Jeden z nas. Bo w Mińsku Tatą może być każdy. Wystarczy jeden fałszywy ruch. Znalezienie się nie w tym miejscu o niewłaściwym czasie. Obok Niego dwoje Artystów z Białorusi. Yauheni Basalai - przerażający w roli strażnika. W zasadzie on nie gra tylko strażnika. On jest dzisiejszą Białorusią. Zniewalającą, terroryzującą i przerażającą częścią świata który - na co mieliśmy naiwną nadzieję - odszedł w zapomnienie wraz z upadkiem ZSRR. Nie odszedł. Jest. Trwa. I Basalai to pokazuje. Wspaniała rola, chociaż postaci takich nie chciałoby się spotykać. Nie chciałoby się wiedzieć, że nosi je ta sama, co nas, Ziemia. I Pingwin. Wzruszająco bezradny. Wzruszająco delikatny. Wzruszająco naiwny. Czyli Volha Karalionak w znakomicie zaprojektowanym i wykonanym kostiumie-lalce autorstwa Victorii Mendel. Jej projekt jest doskonały. Pingwin z człowiekiem, wyrastającym ponad nim jak bagaż niesionych myśli i doświadczeń. Gdyby na scenie był tylko Pingwin już byłoby warto. A tak? A tak w Collegium Nobilium jest must see. Mądry, poruszający do głębi spektakl. Jeśli tylko zatrzyma się w repertuarze teatru na Miodowej - idźcie to zobaczyć. Koniecznie. 


scenariusz i reżyseria:
Victoria Yegorova

scenografia, wideo i reżyseria światła:
Danila Gancharou

muzyka:
Ilya Semashkevich

choreografia:
Siarhei Dratvitski

lalka:
Victoria Mendel

kostiumy:
Liudmila Skitovich, Dominika Rozkrut

plakat:
Kalina Piątek

opieka artystyczna:

Dr Krzysztof Majchrzak

obsada:

Piotr Gawron-Jedlikowski

Volha Karalionak

Yauheni Basalai




Komentarze

Popularne posty