Smoła snów...

Rok 1901. Dwa lata po wydaniu „Interpretacji snów” przez Zygmunta Freuda, August Strindberg kończy swoją „Grę snów”. Przywołanie Freuda nie jest przypadkowe. Współcześni wspomnianym Autorom dostrzegali rolę obu w kwestii badania snów. A dramaty Strindberga były analizowane przez psychoanalityczny pryzmat. Po roku od premiery zobaczyłem jak „Gra snów” w reżyserii Sławomira Narlocha wygląda na scenie Teatru Narodowego. 


O swoim dziele Autor, na dwa dni przed ukończeniem dramatu, pisał tak: „Czytam o naukach religii hinduskiej. - Cały świat to jedynie złudzenie. Boska potęga… pozwala się uwieść Mai czyli popędowi prokreacji. Boska arcymateria zatem popełnia grzech przeciw sobie samej (Miłość jest grzechem; to dlatego udręki miłości są najgorszym z istniejących piekieł). Świat istnieje zatem jedynie z powodu grzechu, jeśli on rzeczywiście istnieje - gdyż jest jedynie wizją widzianą we śnie (w ten sposób moja „Gra snów” jest obrazem życia), fantomem którego zniszczenie jest zadaniem ascezy.” (przełożył Lech Sokół). Skomplikowane, prawda? Ale jakże magicznie pociągające. Zanurzyć się w świat snów pod czujnym okiem dramaturga, psychoanalityka który swoje inspiracje czerpie z hinduizmu. Co z tego wyszło Sławomirowi Narlochowi ponad sto lat, dwie okrutne wojny, huragan technologicznej przemiany i pauperyzację ludzkości później? Moim zdaniem, wyszło całkiem sporo i zupełnie nieźle. 


Przede wszystkim „Gra snów” to wizje. Splatające się w całość, nie zawsze spójne - jak to sny - wizje, które niosą widza w świat hipnotyzujący. Pozornie zbieżny z realiami. Zahaczający o nie, lecz rządzący się swoimi prawami. Powtórzeniami, przerysowaniami, skrótami myślowymi. W tym tkwi trudność pokazania strindbergowskiego dramatu współczesnemu odbiorcy. Trzeba to zrobić z wyczuciem. Tak, aby jeden nie krzyknął - Hola, ja tego nie rozumiem, a drugi zwyczajnie nie zachrapał w połowie. I to się znakomicie udało. „Gra snów” w Narodowym nie nuży. Jest na tyle czytelna, na ile to możliwe. 


Cezary Kosiński w potrójnej roli Oficera, Adwokata i Poety. Ta trójca skleja się w jedną postać. Jest tym, w którego głowie dzieje się cała senna gra. Zmienia się. Ale to nie jest prosta ewolucja od punktu A do B, czyli przemiana antybohatera w bohatera albo na odwrót. Postaci Kosińskiego zupełnie nie temu mają służyć i świetnie Aktor „czyta” te role. To sinusoida, po której hulają emocje trzech postaci. Od szczęścia, poprzez zniechęcenie, smutek, agresję i rezygnację wędrują krętymi ścieżkami „Gry snów”. Ewa Bukała wciela się w córkę Indry, czyli Agnes. Zstępuje na ziemię aby poznać ludzkość i nurtujące ją sprawy. Podróżuje przez senny świat, konstatując ludzką biedę. Na wielu poziomach. Materialnym, gdy doświadcza jej  jako matka, emocjonalnym - stając w obliczu zszarganej, zawiedzionej miłości. Obserwuje. Zadaje pytania, na które świat ludzki znając odpowiedzi odpowiadać nie chce. Bo to pytania proste, a zarazem wiercące w człowieczym życiu jak rozżarzony stalowy pręt. Bardzo dobrze wypada na scenie duet Bukały z Kosińskim. Przecież to na powierzonych im rolach spoczywa sukces tego spektaklu. Wokół ich postaci wiją się wątki „Gry snów”. 


Ludzkie sny są u Strindberga czarne jak smoła. Wychodzą ze zmęczonych życiem głów i rozlewają lepkim, ciężkim jadem, który toczy wyłaniające się z sennego świata postaci. Radość z rzeczy małych i dużych pozostaje zatruta drobnymi odstępstwami od wymarzonego ideału. Nigdy nie jest pełna. Wolna od dylematu. „Gra snów” to wejście do więzienia ludzkości. Do jej największej tortury. Wiecznej obawy, wiecznej rozgrywki z sumieniem i wątpliwościami. Czy dobrze postępujemy? Czy można było znaleźć lepsze, korzystniejsze rozwiązania? 


Wiją się ludzie sny po scenie, zamieniają w dialogi, monologi i ballady. Świetnie to się ogląda i znakomicie słucha, bo muzyka w „Grze snów” Sławomira Narlocha jest bardzo ważna. Te ballady potęgują wrażenie sennego koszmaru, przez którego zakątki poruszamy się, podglądając losy bohaterów. Czy tylko podglądając? Wizja Strindberga nie jest ciśnięta daleko od świata współczesnego. Po pewnym czasie konstatujemy, że jesteśmy składnikami tej gry. Gramy w „Grę snów” razem z Aktorami i Muzykami, którzy są przed nami na scenie. Przewrotne to, ale moim zdaniem  znakomite i bardzo cenne doświadczenie. Oto spektakl, który freudowsko hipnotyzuje. Niepostrzeżenie zamienia widza w uczestnika zbiorowego, sennego seansu. 


Pozostaje kwestia drzwi, których nikt nigdy nie otwierał, znajdujących się w rogu sceny. Co jest za nimi? Bo przed drzwiami, zanim się je otworzy, najczęściej są nadzieje i obawy. Pierwsze pchają do otwarcia, drugie te chęci powstrzymują. Jak freudowskie id i ego, czyli instynkt i racjonalizm spierają się o to, co zrobić. Wreszcie drzwi zostają. otwarte. Za nimi jest nicość. Do niej dążymy i w niej kończymy. Oto nasz senny los, który stał się fragmentem losu Agnes, córki Indry. 


„Gra snów” Strindberga nie należy do dramatów łatwych. Jest zagmatwana, pełna symboliki. Dziejąca się bardziej w sferze wizualnej, niż tekstowej. Te obrazy w Narodowym są. Udało się, moim zdaniem „Grę snów” okiełznać. Powstał spektakl, wymagający uwagi. Skupienia i pewnej umownej zgody widzów na to, że dwie i pół godziny spędzone w teatrze to tylko wstęp. Przewrotnie można napisać: „Wstęp do psychoanalizy”… 


Twórcy 


opracowanie dramaturgiczne, teksty ballad, reżyseria: Sławomir Narloch

scenografia, kostiumy: Martyna Kander

muzyka: Jakub Gawlik

reżyseria światła: Karolina Gębska

przygotowanie wokalne: Magdalena Czuba


Obsada 


Ewa Bukała - Córka Indry,

Cezary Kosiński- Oficer, Adwokat, Poeta

Kacper Matula - Sufler

Jakub Gawlik - Szklarz, Młody Oficer, On, Węglarz, Dziekan Wydziału Teologicznego, Aktor

Piotr Kramer - Brat, Nauczyciel, Aktor

Grzegorz Kwiecień - Anioł, Dziekan Wydziału Filozoficznego, Aktor

Malwina Laska-Eichmann - Ona, Aktorka (gościnnie)

Anna Lobedan - Diabeł, Śmierć, Aktorka

Sławomira Łozińska - Odźwierna, Aktorka

Hubert Paszkiewicz - Głos Boga Indry, Ojciec, Szef Kwarantanny, Oficer marynarki,  Węglarz, Dziekan Wydziału Prawnego, Aktor

Henryk Simon - Rozlepiacz plakatów, Węglarz, Dziekan Wydziału Medycznego, Aktor

Patrycja Soliman - Lina, Ślepiec, Aktorka

Anna Ułas- Matka, Brzydka Edyta, Rektor, Aktorka



 Zespół muzyczny


Anna Bojara-Czarnecka  piła
Anton Korolov  dudy, lira korbowa, szałamaja, flet, fidel
Wojciech Lubertowicz / Daniel Moński wystąpi w przedstawieniach 28, 29, 30 marca – perkusja
oraz Jakub Gawlik – akordeon, Anna Lobedan – kontrabas, Kacper Matula – guitalele, sitar, Hubert Paszkiewicz – trąbka


Realizatorzy 


asystentka reżysera: Magdalena Czuba

realizatorzy światła: Łukasz Obuch-Woszczatyński, Tomasz Księżak

realizatorzy dźwięku: Marcin Kotwa, Maciej Rybicki

inspicjent: Adam Borkowski

suflerka: Anna Leszczyńska





Komentarze

Popularne posty