Aria dla Edouarda

Z tyłu sceny wyłaniają się dwie przedziwne, zdeformowane postaci. Ich głowy wyrastają wprost z potężnych karków, czyniąc ciała karykaturalnie muskularnymi. Rozrośniętymi niczym u potworów, dysponujących jedynie fizyczną siłą. Rozmawiają o zbliżającym się porodzie, projektują w prymitywnie brutalny sposób, kim będzie ich syn. To Ojciec i Matka zbliżającego się do życia Eddyego. Zaczyna się „Koniec z Eddym” w reżyserii Anny Smolar. Jesteśmy w Teatrze Studio. A te sugestywne i znakomicie oddające klimat widowiska kostiumy to dzieło Anny Met. Podobnie, jak doskonała, minimalistyczna scenografia. 


To historia nienowa, jak i sam spektakl. Podobnie o swoim dzieciństwie wypowiadali się dajmy na to Didier Eribon, autor „Powrotu do Reims” (spektakl na podstawie jego książki stworzyła w Nowym Teatrze Katarzyna Kalwat), czy w pewnym sensie Hervé le Tellier w swojej świetnej powieści „Wszystkie szczęśliwe rodziny”. Anna Smolar sięga po autobiograficzną prozę Édouarda Louisa. Podobnie jak wymienione przeze mnie tytuły, także jego „Koniec z Eddym” to materiał poruszający i ważny, bo zdziczenie ludzkie jest ponad granicami krajów i epok. 


Eddy jest inny niż rówieśnicy żyjący małej, francuskiej miejscowości. A postaci z wielkimi, muskularnymi karkami wcale nie są mu przyjazne. Dziwnie biega, dziwnie się zachowuje. Nie pasuje do kultu prostych, opartych na sile i agresji rozwiązań. Jest homoseksualistą. To nadal w dwudziestym pierwszym wieku, w roku kończenia pierwszej jego ćwiartki - wyrok. Bicie, poniżanie, wszelkie możliwe szykany. Eddy ucieka. W innym miejscu, wśród innych ludzi, zamknięty w sobie rozpoczyna przygodę pisarską. Tworzy powieść opartą na własnych przeżyciach. Powieść, która staje się sensacyjnym sukcesem. Oto fabuła. Przewidywalna i można powiedzieć ulepiona na miarę i wzór naszej współczesności. Tak było i jest.  Ludzkość nie zmienia swojego stosunku do odmienności. Nie toleruje odstępstw od wyznaczonych ram i wyłażenia z szuflad. Im głębiej będziemy kopać w glebie warstw społecznych, tym ten stosunek do odmienności będzie okrutniejszy. 


Dajmy spokój fabule. Przejdźmy do tego, jak Anna Smolar tę historię przeniosła na scenę Teatru Studio. A opowiedziała ją znakomicie. Prawie dwuipółgodzinny spektakl nie daje chwili wytchnienia. Chłonie się go po prostu. Eddy (Daniel Dobosz) i Edouard (Sonia Roszczuk), czyli dorosła wersja tytułowego bohatera, są przyczyną i skutkiem. Ego i alter ego tej głęboko poruszającej historii. Dobosz buduje postać młodego, wrażliwego człowieka, który próbuje żyć w miarę swoich możliwości według tego, kim ustanowił go Los. Świetna jest scena jego zabawy w scenki romantyczne z koleżanką. W tej, jak i w kilku drugoplanowych, ale bardzo ważnych rolach Dominika Biernat. Jej każde pojawienie się na scenie, każda postać dodaje spektaklowi aury zakleszczonego, małomiasteczkowego świata. Znakomicie buduje poczucie uwięzienia, bezradności. Niemożności wyrwania się ponad społecznie akceptowalny poziom. Taka jest w scenie rozmowy z nauczycielem (Marcin Pempuś), kiedy opowiada o swoich planach nauki hiszpańskiego. Tak samo znakomicie wypada w monologu o chęci zostania chirurgiem, internistą, pielęgniarką i wreszcie dochodzi do miejsca, w którym jest jej matka. Opiekunka pomocy społecznej zajmującą się starymi ludźmi.  Tak zaczynają się i kończą marzenia o budowaniu lepszej przyszłości. Na dodatek Dominika Biernat śpiewa. Przepięknie śpiewa, podobnie zresztą jak pozostałe, grające w tym spektaklu Artystki. Rola Matki to przecież także rola drugoplanowa. Można by tak powiedzieć. A jednak chwilowa przemiana Matki (Ewelina Żak), jej zrzucenie deformującego kostiumu, do czego dochodzi pod wpływem wizyty Edouarda to świetny moment „Końca z Eddym”. I głos. Wspaniały, czysty głos którym śpiewa swoją historię. Mocno kontrastujący z realiami francuskiej wioski potworności. Pokazujący, że wszędzie, niezależnie od miejsca, tli się w ludziach ludzkość. Co ich wstrzymuje przed jej uzewnętrznianiem? Co powoduje, że będąc ludźmi poddajemy się paraliżującemu nasze działania strachowi, który wyklucza możliwość otwarcia na wszelkie inności w zaplanowanym i poukładanym otoczeniu? Spektakl Anny Smolar - jak zresztą zawsze w przypadku tej reżyserki - to wiele pytań, które otwierają przed widzem zupełnie nowe pola do przemyśleń. 


Pozostaje dwójka bohaterów spektaklu. Wyjątkowa. Bo oboje pokazali teatr wspaniałego, artystycznie doskonałego poziomu. Sonia Roszczuk w roli Edouarda. Jej postać pojawia się, przenika przez wszystkie sceniczne sytuacje. Jest obecna w nich duchem i ciałem. Edouard, uznany już pisarz. Głęboko ukryty za swoimi mechanizmami obronnymi człowiek. Wrażliwy, delikatny. Zamknięty i wycofany. Patrząc na niego - Sonia Roszczuk świetnie tą postać kreuje - zastanawiamy się, czy małomówność Edouarda to poza? Kontestacja? Aż do znakomitej, moim zdaniem drugiej co do ważności, sceny w „Końcu z Eddym”, sceny rozmowy Eddyego z Edouardem. I wypchnięciem tego pierwszego ze świadomości wreszcie wolnego, wyzwolonego od piekła przeszłości dojrzałego i ułożonego ze sobą dorosłego człowieka. 


Oddzielny akapit dla Roba Wasiewicza. To, co stworzył pod postacią Ojca jest kreacją artystyczną. Zakuty w deformujący kostium, wulgarny i prymitywny samiec. Tratujący świat słowami i krokami. I nagle ten fantastyczny monolog, gdy Aktor zdejmuje kostium przynależny scenicznej postaci. Dzieje się najważniejsza dla mnie scena „Końca…”. Ojciec staje się Robem Wasiewiczem w środku granego spektaklu. Zastanawia się nad dylematem aktora. Na ile jest w stanie „wejść” w przebranie i odtworzyć postać kompletnie różną od niego samego. Na ile sposobów może taką postać stworzyć talent Aktora? Miałem ostatnio przyjemność oglądać Wasiewicza w kilku odsłonach, z niewielkimi odstępami czasowymi. W każdym spektaklu był znakomity. Natomiast rola w „Końcu z Eddym” jest czymś innym. To, moim oczywiście zdaniem, osobisty, intymny i pełen emocji manifest twórczy Artysty. Więcej. To osobiste wyznanie wrażliwego człowieka. Jego głos w sprawie świata. Słuchałem i patrzyłem nie mogąc oderwać oczu od Wasiewicza w czasie jego monologu, skierowanego do widza. Konkretnego, spersonalizowanego widza. To jest po prostu świetny teatr i trzeba koniecznie go zobaczyć. Nie wiem nawet, czy nie więcej niż raz. 


Finał. Edouard wyzwala się z cienia. Jest sobą i własną wolność prezentuje. Piękna i delikatna jest ta scena. Po niej już tylko oklaski. Narastające. Wstają pierwsi widzowie. Po chwili stoją wszyscy. Ale to nie jest owacja, przerywana radosnymi okrzykami zachwytu.  To oddanie szacunku odważnym Twórcom, którzy na scenie Teatru Studio stworzyli bardzo ważny spektakl. Bardzo dobrze, że wciąż znajduje się w ich repertuarze. I możecie go państwo sami zobaczyć, do czego zachęcam. 


TWÓRCZYNIE I TWÓRCY


AUTOR

Édouard Louis

ADAPTACJA I REŻYSERIA

Anna Smolar

SCENOGRAFIA I KOSTIUMY

Anna Met

MUZYKA

Jan Duszyński

REŻYSERIA ŚWIATŁA

Rafał Paradowski

WSPÓŁPRACA DRAMATURGICZNA

Alicja Kobielarz

KIEROWNICZKA PRODUKCJI

Justyna Pankiewicz

INSPICJENTKA

Maria Lejman-Kasz

ASYSTENT REŻYSERA

Filip Jaśkiewicz

ASYSTENTKA SCENOGRAFA/ KOSTIUMOGRAFA

Stefania Łosyk

ASYSTENTKI PRODUKCJI

Monika Balińska, Michelle Stolarek

ZDJĘCIE NA PLAKACIE

Ireneusz Zjeżdżałka


CAST

Dominika Biernat

Daniel Dobosz

Marcin Pempuś 

Sonia Roszczuk

Mateusz Smoliński

Rob Wasiewicz

Ewelina Żak






Komentarze

Popularne posty