Zimno na samą myśl
Proste rozwiązania są zazwyczaj najskuteczniejsze. W „Ekspedycji: Burza”, na scenie Teatru Studio, genialnie prosta i zarazem genialnie skuteczna jest scenografia. Składa się z… folii. Głównie wielkich płatów cienkiej folii. Te, odpowiednio podświetlone, zamieniają się w potężne lodowe ściany i zabierają widzów w podróż na pokładzie Mirandy do polarnego piekła. Świetnie to działa już od pierwszych chwil po wejściu na widownię. Scena jest od niej oddzielona płachtami folii. Ustawieni za nią aktorzy wyglądają jak postaci zastygłe w lodowym bloku. Spektakl zaczyna się ich odsłonięciem. Wkraczamy w czytelny, okrutny świat lodowej pustyni.
„Ekspedycja: Burza” opiera się o solidne podstawy literatury faktu i pięknej. Czyli łączy fragmenty dzienników pisanych przez członków ekspedycji polarnych z szekspirowską „Burzą”. Jak? No właśnie! Moje pierwsze wrażenie było takie sobie. Poczułem się przytłoczony i zagubiony w chaosie informacji, jakie płynęły ze sceny. Z trudem „łapałem” sens używania szekspirowskiej frazy. „Ekspedycja: Burza” potrzebuje czasu. Musi się ułożyć w głowie. Minuta po minucie, kwadrans po kwadransie - czułem się z nią coraz lepiej.
To jest rzecz o ludzkiej tragedii, w której wola pokonania własnych słabości, marzenie o honorach i sławie - zwycięża rozsądek. Teatralna Miranda wiezie polarników w kierunku Bieguna Północnego. Szalona naiwnością wizja kapitana - znakomita tu rola Daniela Dobosza - pcha ich wprost w lodową pułapkę. Nie sprawdzają się dziwaczne założenia o tym, że lód nie uwięzi statku, tylko wypchnie w dalszą podróż. Nietrafne okazuje się przewidywanie, że Miranda, nawet uwięziona, wytrzyma napór lodowych mas i nie zostanie zmiażdżona.
Ale zanim nastąpi katastrofa kadłuba, na statku dochodzi do katastrofy innej. Dotykającej ludzkiej psychiki. Uwięzieni i spędzający zimę w ciemnym, zimnym świecie polarnicy, nie wytrzymują psychicznie. Świetnie sugestywne są sceny halucynacji, prowadzących do szaleństwa agresji. To domena postaci granych przez Pawła Smagałę i Krzysztofa Stróżyńskiego. Ich symboliczna gra w kości, mająca początkowo zabijać koszmar uświadomienia sobie miesięcy czekania na poprawę pogody, zamienia się w walkę szaleńców aż do alkoholowego transu, kiedy świat traci już wszelkie wartości.
Obłęd monotonnej nudy stanowi w „Ekspedycji: Burza” największe zagrożenie dla uczestników wyprawy. Próbują zwalczyć go wystawiając szekspirowską „Burzę”. I ta zaczyna wrastać w ich świat, przejmować władzę nad powtarzalną codziennością. Polarne więzienie, które zakuło w lód Mirandę - statek nazywa się imieniem szekspirowskiej księżniczki - zamienia się w wyspę, na którą los rzucił Prospera i jego córkę. Amundsen przyjmuje postać Ariela, dobrego ducha uwolnionego z pnia drzewa - w obu rolach sugestywny Antony Jupiter (Aktor kryje się pod artystycznym pseudonimem - niech tak zatem pozostanie). Pojawia się Kaliban (Hiroaki Murakami), tubylec którego ekspedycja uczy ludzkiej mowy. Miesza się Szekspir z kolejnymi fragmentami z dzienników szaleńczych wypraw do świata mrozu. Mieszają zmysły bohaterów scenicznej opowieści. Nadciąga nieuchronne. Nie będzie szczęśliwego powrotu do domu.
Lód zwycięża. Lud umiera. Po kolei postaci „Ekspedycji: Burza” zapadają się w lodowe pułapki. Giną. Scena spowita seledynowym światłem polarnej zorzy zastyga i niknie w ciemności. Człowiek pokonany przez nieubłagany klimat krańca swojej planety. W drzazgach leżą jego mrzonki o podboju świata, zwycięstwie woli. O honorach i sławie. Jest tylko śmierć, która spokojnie, metodycznie wyciąga ręce po kolejnych uczestników wyprawy.
Przychodzi czas namysłu nad tym spektaklem. W jakim miejscu nas, widzów, zostawia? Z czym opuszczamy Malarnię Teatru Studio? Wzbogaca? Zubaża? Dostajemy produkt solidnie skonstruowany. Stabilny i niezłej jakości. Na pewno sugestywne role, świetnie zagrane postaci, dostarczają pakietu przemyśleń nad desperacją w obliczu śmierci. Obrazy przesuwają się przed oczami, jak za płaską, przezroczystą lodową szybą. Wspomniana już scenografia autorstwa Krystiana Szymczaka uderza tym, co w teatrze fantastyczne: Pomysłem. Gdy jest pomysł, nieważne stają się ograniczenia. Wystarczy wielki płat folii, aby poczuć się w polarnej pułapce. Mnie praca scenografa tu zwyczajnie zachwyciła. Uwielbiam takie projekty. Proste, funkcjonalne i genialnie oddające ducha spektaklu. Dodam, znakomicie wyreżyserowanego i napisanego przez Alexandra Dulaka.
Całość trudna, wieloznaczna. Z pewnością wymagająca uwagi. Ale przecież to właśnie jest istotą mądrego spektaklu - nie pusty śmiech. Pytania, z którymi wychodzimy z teatru. Ze Studio właśnie tak, po „Ekspedycji”, się wychodzi. Udane, kolejny raz, spotkanie z teatrem im. Stanisława Ignacego Witkiewicza.
TWÓRCZYNIE I TWÓRCY
REŻYSERIA I SCENARIUSZ
Alexander Dulak
SCENOGRAFIA, KOSTIUMY I REŻYSERIA ŚWIATŁA
Krystian Szymczak
KOMPOZYTOR MUZYKI
Wojtek Kiwer
ASYSTENTKA REŻYSERA
Viktoria Dulak
KONSULTACJE CHOREOGRAFICZNE
Patrycja Grzywińska
MUZYKA NA ŻYWO
Eryk Arłoŭ-Šymkus
KIEROWNICZKA PRODUKCJI
Monika Balińska
INSPICJENTKA
Zuzanna Prusińska
OBSADA
Daniel Dobosz
Paweł Smagała
Krzysztof Strużycki
Anthony Jupiter
Hiroaki Murakami
Komentarze
Prześlij komentarz