Oni na miarę Mistrza!

To jest straszne i zarazem piękne. Jednokrotność, niepowtarzalność teatru. Jest ulotny. Trzeba go chwytać i chłonąć. Bo już się nie powtórzy. Nie będzie więcej „Onych” Stanisława Ignacego Witkiewicza, w reżyserii Tadeusza Kabicza, na scenie Teatru Studio. Pojawili się tylko jeden raz. W jeden magiczny wieczór. Sto czterdzieści lat temu urodził się Mistrz teatru i Patron Studio. Wyprawili Mu królewskie urodziny. Takie, których zapomnieć się nie da. Żal. Żal, że te chwile nie wrócą. Nie uda się odtworzyć nastroju, konwencji spektaklu. Bo przecież i Teatr Polskiego Radia, który wydarzenie transmitował odegrał w nim ogromną rolę. Zbudowania aury unikatowego przeżycia artystycznego. 


Zachwycająco wybrzmieli „Oni” sto pięć lat po tym, gdy zostali napisani. Czterdzieści lat temu z kolei Teatr Studio otrzymał imię Stanisława Ignacego Witkiewicza. Rocznic, okazji do świętowania, mnóstwo. I wszystko wyszło po prostu fantastycznie. Spektakl - słuchowisko radiowe. Jeśli Witkacy pojawił się tego wieczoru w Pałacu Kultury, to zapewne zachodził w głowę, jak to się cholera stało, że sam nie odkrył wielkiej roli radia w tworzeniu teatru. Czysta, krystalicznie czysta przyjemność. Czy Czysta Forma? Zapewne można tu dyskutować, bo jakże ją przenieść w świat słuchowiska, w którym nie ma ani dekoracji, ani kostiumu, ani aktorskiego warsztatu, w części, w której  mimika i gest stanowią ważne elementy. A jednak… myślę, że eksperyment się udał. Przewrotna wizja automatyzowanego świata, będącego pod władzą Tajnego Rządu, wyszła się znakomicie. Zaistniała i zeszła ze sceny. Wprost do wyobraźni widzów. Wyjątkowych. Bo przecież poza nami, siedzącymi w Teatrze Studio, nikt już tego więcej nie przeżyje. Może posłucha z nagrania archiwalnego Teatru Polskiego Radia. Ale nie zobaczy. Mieliśmy wyjątkową okazję i przyjemność. 


Zaskoczyli mnie Aktorzy. Nieczęsto bywam na czytaniach performatywnych, słuchowisko na żywo widziałem kilka razy, ale nie jest to nurt mi dobrze znany. Wiedziałem, czego się spodziewać i poszedłem w pokorze po naukę czegoś nowego. Dostarczyli mi jej. Pokazali inną, równie piękną i porywającą twarz swojego zawodu. Stworzyli ten spektakl dźwiękiem, głosem i ciszą, gdy była potrzebna. 


Tadeusz Kabicz dopracował „Onych” w każdym elemencie. Ale nie poszedł na łatwiznę i nie zamknął ich jedynie w bezpiecznej, bo łatwiej do okiełznania przestrzeni sceny. Moment niszczenia galerii Kaliksta Bałandaszka, w którym wzięli udział widzowie, był ryzykowny. Improwizowany. Wypadł genialnie i zapewne równie genialnie wybrzmiał w radiu. Oto na widowni trwa darcie płócien. W kolejne dzieła wbijane są noże. Sztuka ginie. A na scenie trwa i znakomicie kontrastuje z tym, chyba najbardziej dramatycznym momentem „Onych”, rozmowa Spiki z Rosiką. Spika zżyma się. Broni elitarności artystów. Rosika kontruje. Narzuca swoje zdanie. Dwie świetne aktorki w rolach dwóch aktorek. I ten dźwięk ginącej sztuki. Wiem. Powtarzam to słowo jak mantrę. Fascynujące to było. Fa scy nu ją ce. Po prostu. 


Zacznę od Moniki Obary i Roba Wasiewicza. Na nich w tym spektaklu spoczywała najtrudniejsza rola. Teatr radiowy wymaga wypełnienia dźwiękami przestrzeni pozadialogowej. Zbudowania nastroju. Podjęli się wykreowania wszystkiego, co zazwyczaj dla widza w teatrze jest oczywiste: Talerz stuka, kielich dźwięczy, woda lejąc się namawia do wizyty w toalecie, obcas szura po podłodze. Dzięki ich pracy „Oni” w wersji radiowej ożyli. Stali się soczystym, pełnym przeżyciem. Oczywiście to nie wszystko. Obara i Wasiewicz byli od początku, czyli jeszcze zanim ze sceny popłynęły słowa Witkacego, przewodnikami po tych urodzinach. Konferansjerami. Po chwili narratorami odczytującymi charakterystyki postaci i didaskalia. Wprowadzali kolejne dramatis personae dbając, abyśmy nie zagubili się w meandrach niełatwego przecież teatru Witkacego. Dwie wspaniałe role, pokazujące że aktorstwo ma wiele twarzy. Tylko talent jest ten sam. 


Bardzo trudna, moim zdaniem, rola została powierzona Magdalenie Koleśnik. Spika hrabina Tremendosa w „Onych” jest postacią kluczową. Jej przemiana, przy początkowej obronie wartości sztuki, czysto formistyczne monologi, czy wreszcie pełna emocji relacja z Kalikstem Bałandaszkiem - to wielkie wyzwanie. Na dodatek Spikę zagrała rewelacyjnie i w zasadzie wzorcowo Dorota Stalińska. Było to w 1984 roku w spektaklu reżyserowanym przez Krzysztofa Rogalskiego w Teatrze Telewizji. Podziwiam opanowanie i technikę Magdaleny Koleśnik. Jej Spika jest zupełnie inna, niż Spika Stalińskiej. Nie tak demoniczna, manieryczna i efektowna. Koleśnik stworzyła nową interpretację tej postaci. Kobietę szukającą realnych doznań, miłości i akceptacji. Upraszczając: Spika Stalińskiej była demonem. Spika Koleśnik człowiekiem. Obie wspaniałe i pokazujące, że czytać teatr można na wiele sposobów. Jeśli czyta się go sercem i wyobraźnią. 


Kalikst Bałandaszek, czyli właściciel największej galerii malarstwa awangardowego, która pada pod ciosami Onych - jest tu postacią także mocno osadzoną w realiach. Nie ma w interpretacji postaci, jaką zaproponował Tomasz Nasiński nadmiaru emfazy, patosu i tragedii. Jego Kalikst jawi się jako zdystansowany, chłodny intelektualista. Broni wartości sztuki na tyle, na ile pozwala rozsądek i pragmatyczna ocena sytuacji. Nie okazuje nadmiaru uczuć. Gdy przychodzi czas na przyjęcie na siebie winy za śmierć Spiki, bierze ją na swoje barki i zrezygnowany odchodzi. Jest w tym wielką siła. Symbol defensywy sztuki, delikatności i wrażliwości, wobec agresji hucpy, przemocy i prymitywnych ideologii. Bałandaszek Nosińskiego stara się na każdym kroku zawierać z nowym, zautomatyzowanym porządkiem, transakcje. Nawet jego kapitulacja i przyznanie się do niepopełnionej zbrodni jest transakcyjne. Bardzo dobra to rola. 


Sonia Roszczuk zaskakuje. Miałem wrażenie, że w Teatrze Studio znalazła pewną niszę i doskonale czuje się w rolach postaci wycofanych, chłodnych, często beznamiętnych. Starających się chronić przed światem zewnętrznym. Tu jest zupełnie inna. Jej Rosika Prangier to demon, którego aktorka uwalnia w całej wspaniałej gamie swojego niebywałego głosu. Wije się ten głos jak wąż po scenie i nad sceną. Nie daje spokoju. Przykuwa uwagę. Rosika zdecydowanie się Soni Roszczuk udała. Doskonale udała. 


Marcin Pempuś to aktor nie umiejący nie zagrać tak, żeby nie było pierwszoligowo. Wciela się w fanatycznego, nienawidzącego sztuki kaznodzieję - wizjonera Seraskiera Bangę Tefuana. I to jest to! Zacinający się, fanatycznie oddany „sprawie”, tajny dyktator prezentuje się pierwszorzędnie. Sugestywny, przerażająco skuteczny. Bezlitosny w realizacji swojego szalonego planu. Taki, jak być powinien. Straszliwa wizja zagłady świata piękna i wrażliwości na rzecz równości i automatyzacji procesu życiowego. 


A najbardziej brawurowa, kreacyjna wręcz jest postać Melchiora Abłoputo. Pułkownika, „wojennego człowieka”, bezpośredniego i rubasznego wojaka. Ta kreacja to dzieło Haliny Rasiakówny. Ależ to zostało zagrane! Witkacy lubił, może z racji własnych doświadczeń, przedstawiać oficerów wojska z lekko wschodnim sznytem. Zaciągających, jowialnych. I tak właśnie wygląda Abłoputo, z którego postaci Halina Rasiakówna utkała wspaniały gobelin. 


I ważna dla całości postać, która w „Onych” nadaje rytm i stanowi głos rozsądnego, brutalnego realizmu. Marianna Splendorek, czyli kucharka w domu Bałandaszka. To mogła być tylko i wyłącznie artystka wspaniała. Odnajdująca się w każdej scenicznej sytuacji. Czyli - oczywiście Dominika Ostałowska. Aktorka, obok której postaci zwyczajnie nie daje się przechodzić obojętnie. Tak jest i w tym spektaklu. Taka jak postaci „ludyczne”, które osadzał w swoich dziełach Witkacy. Służyły mu za zimne prysznice na rozgrzane, ntelektualizrjące się w oparach metafizyki, kulturalne łby. Nic dodać, nic ująć. 


Rozpisałem się. Ba. Pisałem o „Onych” Teatru Studio, w reżyserii Tadeusza Kabicza w czasie teraźniejszym. Złapałem się na tym błędzie, wynikającym z podświadomej chęci, aby „Oni” wrócili. Zagościli w repertuarze Studio na dłużej. Właśnie w takiej interpretacji. Dokładnie tak zrealizowani. Wiem, powinienem używać przygnębiającego czasu przeszłego. Przyjąć do wiadomości to, od czego zacząłem : Teatr jest jednokrotny. Co było raz, nie zdarzy się powtórnie. Ale - może jednak…


TWÓRCZYNIE I TWÓRCY


ONI

Słuchowisko Teatru Polskiego Radia

TEKST

Stanisław Ignacy Witkiewicz

REŻYSERIA I ADAPTACJA

Tadeusz Kabicz

MUZYKA

Szymon Sutor

KONTRABAS/MOOG

Rafał Hajduga

ELEMENTY SCENOGRAFII - OBRAZY

Kinga Pacyga

INSPICJENTKA (STUDIO)

Krystyna Klyta

PRODUKCJA (STUDIO)

Ewa Grzebyk

POMYSŁ I PRODUKCJA 

Agata Ślósarska

KIEROWNIK PRODUKCJI

Sylwia Gorlas

REŻYSERIA DŹWIĘKU

Andrzej Brzoska

NAGŁOŚNIENIE

Piotr Sekunda

REALIZACJA TRANSMISJI

Maciej Mucha, Adrian Zaremba, Piotr Sekunda

OPERATORZY WIDEO

Michał Kukawski, Jacek Roczniak

REALIZATOR WIDEO

Grzegorz Adamczyk

ASYSTENT REALIZATORA

Stach Leszczyński

INŻYNIER TECHNICZNY

Dominik Paszkowski


OBSADA


Magdalena Koleśnik

Tomasz Nosiński

Monika Obara

Dominika Ostałowska

Marcin Pempuś

Halina Rasiakówna

Sonia Roszczuk

Rob Wasiewicz




Komentarze

Popularne posty