Misja Opania
Marian Opania, kończąc „Parę nasyconą, czyli swój najnowszy spektakl w Teatrze Ateneum, poprosił abyśmy poszli w miasto i mówili tym co nie widzieli, że w Ateneum jest nienajgorszy spektakl. Dla mnie życzenie Mistrza jest rozkazem. Mówię: W Teatrze Ateneum jest nienajgorszy spektakl. Zabawne co? Powiedzieć tak o widowisku, którego reżyseria, scenariusz, scenografia, główna rola - wszystko jest dziełem Mariana Opani. Jednego z panteonu polskich najwybitniejszych artystów. Dlatego pozwolę sobie pójść dalej: W Teatrze Ateneum jest świetny spektakl muzyczny: „Para nasycona”.
Zaczyna się „Meneliadą”. I przez moment miałem obawy, czy Opania nie proponuje czegoś w rodzaju „Menaliady Bis”. Niesłusznie. Formułę spektaklu sam zdradza po zaśpiewaniu - już to było znakomite, a czekały nas kolejne przyjemności - trzech piosenek. Reżyserując „Parę nasyconą” Marian Opania sięga do doświadczeń Wojciecha Młynarskiego i jego historycznych spektakli muzycznych - „Brela”, „Hemara” i „Wysockiego”. Dodam tu, aby nie umknęło - „Brel” z 1985 roku to efekt pracy dwóch reżyserów. Wojciecha Młynarskiego i Emiliana Kamińskiego.
„Para…” jest do tamtych podobna w wielu elementach. Pierwsze podobieństwo to oparcie spektaklu o teksty jednego, wybitnego twórcy. Opania wybrał poezję Jana Wołka. Kolejne to struktura: Konferansjer, który co jakiś czas sam wykonuje jakiś utwór oraz grupa aktorów. Wchodzą, śpiewają, schodzą. Podobna do spektakli Młynarskiego jest także formuła: Konferansjer zapowiada stylem lekkim, nostalgicznym i lirycznym osobę kolejną i jedziemy dalej. No i na tym podobieństwa się kończą.
Ale różnice nie oznaczają, że jest lepiej albo gorzej w stosunku do tamtych, wspaniałych dzieł. Jest inaczej w elemencie zasadniczym. Młynarski, tworząc swoje spektakle, opierał się na aktorach circa z jego pokolenia. Opania miałby z tym zapewne obiektywne trudności. Wybrał więc coś innego. Moim zdaniem słusznie i w sposób bardzo elegancki. Obok niego „Parę nasyconą” tworzy czworo aktorów. Z różnych pokoleń. To jest spektakl wielopokoleniowy.
Uzyskał dzięki temu efekt wzruszający. On sam z konferansjera stał się swego rodzaju mistrzem ceremonii. Nie zaryzykowałbym oklepanego określenia „wzorcem dla młodzieży”, bo przecież na scenie stoją znakomici, ukształtowani, wiedzący czego chcą i jak chcą to osiągnąć, Artyści. A jednak patrząc na tak zbudowany spektakl czuje się wzruszenie. Dla mnie wynikające z prostego przekazu: Artystyczna sztafeta trwa. Nie zniszczyły jej durne tasiemcowe seriale, aktorzy słynący z ról w reklamówkach pasty na pryszcze i smród z buzi. Sztuka się obroniła. Kolejne pokolenia znakomitych Artystów stają na scenie. Mierzą się z trudnymi, mądrymi tekstami lirycznymi i zbierają zasłużone owacje.
Jan Wieteska zachwyca mocnymi interpretacjami piosenek Wołka. Świetnie odnajduje się w roli lirycznego przestępcy, budującego nastrój podejrzanej knajpy, w której jego nóż szuka w kieszeni dziury aby wyjść na zewnątrz. Iwona Loranc chwyta za gardło i wzrusza przepiękną interpretacją ballady o zaułku wspomnień. Bartłomiej Nowosielski pokazuje pełnię swoich możliwości aktorskich w znakomitych, bawiących ucho, serce i umysł „Insektach”. A Julia Konarska… Nooo. Julia Konarska po prostu czyta teksty Wołka na nowo i z każdego robi arcydzieło. Wydawało mi się, że „Szparka Sekretarka” to piosenka, z której Maryla Rodowicz wycisnęła już wszystko. Nic bardziej mylnego. Konarska z wpadającego w ucho przeboju buduje teatralny hit. Ależ głos, ależ interpretacja, ależ dykcja!!! Wszyscy Aktorzy „Pary nasyconej” są świetni. Jednak moim osobistym zdaniem Julii Konarskiej ten spektakl wyszedł najlepiej.
I Mistrz. Marian Opania. Każde Jego pojawienie się na scenie - inne. Za każdym razem padają w kierunku widzów słowa warte zapamiętania. Żart miesza się z mądrą refleksją. Ta z kolei przechodzi w żart. A ten dla odmiany cichnie w znakomitej puencie. Póki nam jeszcze śnieg topi się na twarzach, poty pamiętać będziemy o tym, jak w „Parze nasyconej” Marian Opania zaśpiewał „Łeb róży”, czy „Konia karawaniarza”. Bo te interpretacje są nie do zapomnienia.
Przekonałem Państwa, że Ateneum ma coś wyjątkowego do pokazania? Nie? No, to dodam argument ostateczny. Aranżacje znanych przecież utworów, których teksty są autorstwa Jana Wołka, stworzył Artysta jeden w swoim rodzaju. Otóż wziął się za to sam Jerzy Satanowski. No i co? Teraz już rozumiecie? „Para nasycona” to jest taki spektakl jak za moich licealnych czasów „Brel”, czy „Hemar”. Wtedy nieporozumieniem towarzyskim było ich nie znać, nie widzieć na scenie. A dziś takim nieporozumieniem byłoby nie zobaczyć „Pary nasyconej” w Teatrze Ateneum. Kto jeszcze nie był, nie ma na co czekać.
OBSADA
TWÓRCY
Autor scenariusza Marian Opania
Reżyseria Marian Opania
Scenografia Marian Opania
Kierownictwo i aranżacje muzyczne Jerzy Satanowski
Aranżacje muzyczne Fabian Włodarek
Asystentka reżysera Julia Konarska
Suflerka Joanna Trzcińska/Anna Żelazowska
Inspicjent Wojciech Gratkowski/Jerzy Kacperski/Agnieszka Hornowska
Komentarze
Prześlij komentarz