Wejście bezawaryjne

Są w Warszawie tacy, którzy powiedzą: Piekło zamarzło!!! TeatrVaria przekroczył jego bramy!!! Są też i tacy, co teatr o którym piszę omijają, przechodząc na drugą stronę ulicy. Głupie to, bo tam przecież usadowiła się Scena Relax - czyli z deszczu pod rynnę! Tak, tak: Poszedłem na komedię do Teatru Palladium!!! Dawne kino ma miejsce w sentymentalnym zakątku mojego serca. Ale teatr w tej sali? Rzeczywiście, wygląda to dziwacznie, widownia przypomina jakiś schizofrenicznie gigantyczny dom kultury na końcu świata. Widziałem „Wyjście awaryjne. Oddam kochanka w dobre ręce”. I zaraz do tego wyjścia się udam. Ale najpierw wejdę. 


Testosteron mieszał się we foyer z estrogenami a wszystko to w dyskretnej mgiełce dobrze znanego związku C2H5OH. Części publiczności ten koktail uderzał do głów i na widowni słychać było szmery, rozmowy i śmiechy. Ale - przecież to komedia, a nie tragedia. Ani żaden tam „spektakl performatywny”. Komedia pomyłek. I przyznam - całkiem przyjemna. Tekst Arthura J. Newfielda świetnie się czyta i trudno byłoby tak zabawne dziełko rozłożyć na łopatki. Jest dynamicznie, z humorem. Przewrotnie i szyderczo. Klasyk tego typu sztuczek, czyli rzecz o małżeńskich zdradach. Małżeństwo numer jeden - Edyta Herbuś i Dariusz Kordek, a w ich sypialnianej szafie ukryty kochanek - Rafał Cieszyński. Mąż wraca za wcześnie z delegacji i się dzieje. To jest naprawdę zabawne i naprawdę patrzyłem z przyjemnością na troje Aktorów, którzy stworzyli bardzo przyjemne widowisko. Nieoczekiwanie pojawia się w tym wszystkim… kochanek numer dwa! I intryga nabiera jeszcze więcej rumieńców, niczym jabłko wczesną jesienią. Tym drugim jest Tomasz Ciachorowski, wnoszący wraz ze swoim pojawieniem nie tylko miłe w komedii pomyłek nieoczekiwane zamieszanie, ale i dobry warsztat zawodowy. Tak kończy się, zupełnie przyzwoity, pierwszy akt. 


Drugi, niestety, słabszy moim zdaniem. Na scenę wkroczyła paskudna maniera u aktorów komediowych, którzy zamiast mówić - krzyczą. Tytuł Megafonu Spektaklu przyznaję bezdyskusyjnie Oldze Borys. Mam wrażenie, że zupełnie sobie nie poradziła z prościutką przecież rolą Dorothy, czyli niewiernej żony z małżeństwa numer dwa. Kiedy nie krzyczy i stara się mówić - niewiele można zrozumieć. Zatem krzyczy. Wtedy nic się nie rozumie, bo krzyczy i szlus. Poza tym - świetnie się i w tym akcie można bawić. Nadal humor, nadal dynamika. Wesołe miasteczko w dobrym tego słowa znaczeniu. Wesołe mieszkanie w zasadzie, bo akcja rozgrywa się w londyńskim apartamentowcu na trzynastym piętrze. W opisie spektaklu napisano na dziewiątym, może Aktorzy uznali że skoro grają trzynastego, niech i takie to będzie piętro. 


Na koniec zabawny happy end, czyli rozwiązanie że wszech miar korzystne dla wszystkich. I co? I do domu. W zdziwieniu. Słyszałem wiele niedobrego o poziomie komedii, granych w ultra komercyjnych teatrach. Może miałem szczęście? Bo to było całkiem zabawne, a Dariusz Kordek wręcz uroczy w roli naiwnego, zakochanego finansisty rodem z Sycylii. Ot, taki leciuteńki spektakl przed jakimś większym szaleństwem w mieście. Tak zresztą potraktowała go spora część Widzów - słyszałem entuzjastyczne pochwały: super i na tyle krótkie, że jeszcze można tu i tam skoczyć się pobawić. 


Obsada:

Olga Borys

Katarzyna Kwiatkowska / Edyta Herbuś

Tomasz Ciachorowski

Rafał Cieszyński

Dariusz Kordek


Autor: Arthur J. Newfield

Reżyser: Tomasz Dutkiewicz

Tłumaczenie: Karolina Bikont





Komentarze

Popularne posty