Ojciec w Collegium

Poprzedni sezon Teatr Collegium Nobilium miał rewelacyjny. Wszystkie w zasadzie spektakle - co najmniej godne uwagi. Ten sezon zaczęła „Godzina Widm”, zupełnie niezłe widowisko zrobione w kooperacji z władzami Śródmieścia Warszawy. A teraz pierwsza tegoroczna premiera. „Ojciec” w reżyserii Agaty Dudy-Gracz. Nie tylko zresztą reżyserii. Tekst, scenografia, kostiumy - to też dzieło Artystki. I to jakie dzieło!


Mamy spektakl niebywały. Otwarcie sezonu w Collegium Nobilium nie z hukiem, a po prostu atomowe. „Ojciec” to widowisko, od którego nie można oderwać oczu. Powstaje wręcz pytanie - dokąd za rok czy dwa pójdą ci Aktorzy? Gdzie będzie można oglądać ich talent? Oby jak najczęściej i jak najbliżej pojawiali się na scenach. Siedziałem i nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Spektakl jest dopracowany do najdrobniejszego szczegółu, błysku światła, pyłu z rzeźby. 


Ojciec jest Mistrzem tworzenia postaci. Wykonuje posągi świętych. Z gliny. Są dobre. Na tyle dobre, że jego domowa pracownia konkuruje z rzeźbiarzami z Niemiec. Ale walka jest twarda. Dostaje zlecenie ostateczne. Ma wykonać krucyfiks. Pomnik pychy i władzy Biskupa. W ciągu pięciu miesięcy. Zabiera się do pracy.  I tu akcja spektaklu rusza jak woda po przerwaniu tamy. Norbert Panert - Ojciec i Stanisław Kawecki - Pomocnik dwoją się i troją. Ale rzeźba Chrystusa wciąż nie zadowala Mistrza. Powstają jej kolejne odsłony. Pojawia się Jur, w tej roli świetny Jan Sałasiński. Nic jednak nie pomaga jego modelowe ciało, stanowiące wzór chrystusowego. Rzeźbie brakuje cierpienia. Nie mogą uchwycić tego ulotnego momentu, który jest tuż przed albo tuż po męczeńskiej śmierci. Próby prowadzą do obłędu. A widzów do obłędnie fantastycznej sceny finałowej, w której Jur zostaje ukrzyżowany. Mocna, bardzo mocna to scena. Słyszałem kilka przerażonych szeptów na widowni. Świetnie. To znak, że ten teatr porwał widzów w podróż. Już nie siedzieli na krzesełkach w sali im. Jana Kreczmara warszawskiej Akademii Teatralnej. Byli  tam. W pracowni Ojca. Patrzyli na cierpienie i szaleństwo. A za stołem w pracowni jest drugi stół. Tam toczy się ludzkie życie tych pol artystów pół szaleńców. Tu znakomicie dzieli i rządzi Klementyna Lamort de Gail., grająca Córkę Mistrza, bez której nie byłby przecież Ojcem. Jej cierpienie, upokorzenia jakich doznaje i bezkarność świata wobec niej - to wina Ojca. Zafascynowany tworzeniem zupełnie nie dostrzega nieprawości, dziejących się w jego własnym domu. Świetnie ta Córka jest zagrana. 


Ale jednak. Są w tym spektaklu dwie kreacje. Tak. Ja wiem, że to są bardzo młodzi ludzie i można łatwo przecenić Ich możliwości, doprowadzając do szkodliwego nadmiaru zachwytu nad sobą u każdego z nich. Podejmę to ryzyko. Bo sztukę, wspaniałą, wielką sztukę, która - jak wyżej napisałem porywa widzów w świat teatralnej imaginacji - po prostu trzeba doceniać i chwalić. Napracowali się. Piekielnie się nad tym spektaklem musieli napracować. I wyszło im coś świetnego. 


Zatem Mikołaj Łukasiewicz, który gra, moim zdaniem… glinę. Z Gliny, czyli fantastycznie skręcającego się, sztywniejącego i wiotczejącego gdy wymaga tego sytuacja, ciała Łukasiewicza Ojciec lepi postaci. Różne. A Glina wspaniale oddaje ich charakter. Potem Łukasiewicz dokonuje czegoś niespotykanego. Mam tu na myśli dwie szalone sceny tworzenia postaci Chrystusa. Zamienia swoje ciało w budulec, materiał z którego wyrasta postać Zbawiciela. Widzimy akt tworzenia. Towarzyszymy mu i na naszych oczach rośnie rzeźba Jezusa. Po chwili Mistrz uznaje ją za niegodną jego pracowni. Zrzuca na ziemię. I Rzeźba ponownie zamienia się w Glinę. Kilka razy posąg spada na ziemię, kilka razy rzeźba wraca do postaci materiału rzeźbiarza. Mikołaj Łukasiewicz. Kreacja numer jeden. Co za postać. W niej zawarł wszystko. Radość tworzenia, nienawiść do dzieła niewystarczającego i wreszcie krzyk rozpaczy wielokrotnie targanej, gniecionej i przerabianej gliny. Panie Mikołaju: Kłaniam się czapką do ziemi za tę rolę. 


O tym, że Agnieszka Rajda potrafi śpiewać już kilka razy miałem okazję się w Teatrze Collegium Nobilium przekonać. Śpiewa i tym razem. Co za głos. Siła, ekspresja. Jest dziki, przesiąknięty rozpaczą, budujący fundamenty dla tego spektaklu. Bez śpiewu pani Agnieszki byłoby na tej scenie pusto. A jej postać? Genialnie zagrana zrozpaczona Matka, wielokrotnie doświadczana śmiercią dzieci. Monolog Matki jest popisem aktorstwa. Po prostu popisem. Siedzimy i czujemy się tak, jakby z chaty gdzieś we wsi, w której cudem jakimś Bóg obdarzył jednego z maluczkich talentem rzeźbiarskim, wyszła do nas sterana życiem kobieta. Pół żywa, pół już na tamtym świecie, gdzie jej narodzone i nienarodzone dzieci. I opowiedziała swoje życie. Co za kapitalna praca nad rolą i jakie wyczucie, zrozumienie postaci. Pani Agnieszko, przepraszam że najpierw pozwoliłem sobie opisać kreację Mikołaja Łukasiewicza. Pani kreacja również wywołuje mój głęboki ukłon szacunku. 


Dlaczego te ukłony? Zrozumie ten, kto „Ojca” zobaczy i podda się zastosowanemu tam, rzadkiemu zabiegowi artystycznemu. Spektakl spina klamra. Wchodzimy na widownię poganiani głosem Matki, niczym niespodziewani goście w obejściu. Potem na zakończenie Matka zmusza nas do jej opuszczenia. Nie daje czasu na owacje i oklaski. Pomysł wprowadzenia i wyprowadzenia widzów świetny, bo wchodzimy w świat Ojca, który po wszystkim opuszczamy. Spektakl jest dzięki temu wyrazisty. Czytelnie się zaczyna i kończy. Ale Twórcy: zostaliście bez oklasków! Przyjmijcie zatem chociaż ukłony…


Pozostaje sfera metafizyczna spektaklu. Pytania, które „Ojciec” stawia i na które szuka odpowiedzi. Gdzie jest granica talentu i szaleństwa? Płynna. Brzeg talentu jest jak plaża, którą obmywa morze szaleństwa. Wdziera się na nią w chwilach przypływu, odsuwa od niej w odpływie. Pozostawia artystę z konsekwencjami swoich działań. Skutki mieszania szaleństwa z talentem mogą być wielkie. Ale jaka jest tego cena? 


Czy rzeźba to jest sztuka? Wszak to działanie odtwórcze. Buduje się pomnik na wzór i podobieństwo wielokrotnie już utrwalanego w drewnie, glinie czy kamieniu wizerunku. Ale za każdym razem inaczej. Za każdym razem w rzeźbie Artysta zamyka swoje przesłanie. Wydobywa z materiału swoje wizje odtwarzanej osoby. Posągi są groźne, przystępne, trywialne, miłe. Przeróżne.  W zależności od intencji ich twórców. To jest właśnie istota sztuki rzeźbiarskiej. I w „Ojcu” jest to znakomicie pokazane. 


Czy akt tworzenia jest cierpieniem na miarę ukrzyżowania? Męczeńskiej, powolnej śmierci? Ból istnienia przeszywa artystów, którzy starają się wspiąć na skrzydłach swojego talentu jak najwyżej w panteonie sztuki. Co osiągają i czy talent nie jest przekleństwem, pchającym do wciąż bardziej desperackich kroków w imię poszukiwania dzieła absolutnego? Te pytania także „Ojciec” stawia. I można szukać w scenicznych postaciach na nie odpowiedzi. Kto nie znajdzie - maszeruje ze swoimi myślami odrabiać zadanie domowe. Ja trochę znalazłem, ale pomaszerowałem…


Agata Duda Gracz stworzyła spektakl nie tylko zachwycający reżyserią, poprowadzeniem pewną ręką Aktorów. Nie tylko genialny z powodu kostiumów, czy fantastycznej kreacji wielopostaciowych posągów wyrastających z gliny ludzkiego ciała. On jest znakomity także z powodu często pomijanego i uznanego za banalny. A przecież to jest jeden z najważniejszych aspektów pracy scenicznej. Oświetlenie. Monolog Biskupa i jego przeistoczenie się z postaci posągowej w krwawo przerażającą, dzieje się właśnie za pomocą światła. A posągi, które odtwarza Mikołaj Łukasiewicz? Zastygają i zastanawiamy się - czy jakimś magicznym trickiem aktor opuścił swoje ciało i zostawił bezduszną rzeźbę? To także genialna gra oświetleniem. Nie mówiąc o creme de la creme, czyli złocącej się koronie cierniowej w końcowej scenie „Ojca”. Brawa Cezi Studniak za reżyserię światl


Co tu pisać, co tu mówić. Teatr Collegium Nobilium stawia poprzeczkę bardzo wysoko. Cieszę się, patrząc na ich stronę z repertuarem bo przy „Ojcu” wszędzie jest jedno lakoniczne słowo: WYPRZEDANE. No to bijcie się Państwo o styczniowe czy późniejsze bilety na ten spektakl, bo Warszawa ma w „Ojcu”  mocną premierę jesieni 2024. 


reżyseria, tekst, scenografia, kostiumy:
Agata Duda-Gracz

muzyka:
Łukasz Wójcik-Zawierucha

reżyseria światła i wokal:
Cezi Studniak

współpraca choreograficzna:
Piotr Wach

Asystentury:
Karolina Bondaronek
Kinga Cybul
Malwina Dutkiewicz
Anna Kryńska
Aleksander Raczek
Marta Sitarz


Obsada


Stanisław Kawecki

Klementyna Lamort de Gail 

Mikołaj Łukasiewicz 

Norbert Panert

Agnieszka Rajda

Jan Sałasiński






Komentarze

Popularne posty