Kruk i Toffi na huśtawce
Matka i syn. Dwa, oddzielone niewidzialna ścianą, byty. Mówią, poruszają się. Jest między nimi interakcja w realnym świecie. Nic z tego. Nie porozumiewają się. Żyją razem, ale obok. Jest w „Kruku z Tower”, który znowu gości na Małej Scenie Teatru Dramatycznego, coś z tragedii Sofoklesa. Narastający dramat braku zrozumienia. Ukrytych chęci i nienawiści, której przyczyn i podstaw nie da się zgłębić.
Matka (Katarzyna Herman) przedwcześnie owdowiała samotnie wychowuje Kostię (Konrad Szymański). Jej starania i próby nawiązania porozumienia z synem spełzają na niczym. W nim narasta niechęć, przeradzająca się w nienawiść do matki - wiecznie zalęknionej, starającej się zaskarbić względy oddalającego się syna. Do czego może posunąć się zdesperowany rodzic, który nagle zmierzył się ze zwykłą koleją losu dojrzewającego dziecka? Co wynika z nadmiernej opiekuńczości? „Kruk z Tower” to spektakl dla wielu rodziców. Tych, którzy nie potrafią wyzwolić się z marzenia o wiecznym dzieciństwie nastolatka i dręczą siebie a także jego nadmierną opiekuńczością. To także rzecz dla rodziców uważających, że życie ich dziecka stało się tajemnicze bo na pewno pojawiły się w nim narkotyki, seks i milion innych zagrożeń, które pcha im przed oczy wyobraźnia. To wreszcie spektakl ku uwadze tych, którzy uważają że komunikacja na linii dziecko-rodzic powinna zawsze przebiegać z identycznym natężeniem i częstotliwością.
Kostia, czyli Syn, świetnie zagrany przez Szymańskiego, jest zwykłym uwikłanym w meandry rozterek dojrzewania chłopakiem. Stracił ojca, pogubił się emocjonalnie. Nie umie wyjść z tego zaułka. Ale jego dorastająca dusza wie jedno: Nie chce tym bagażem dzielić się z matką. Ta, równie znakomita w roli Matki Katarzyna Herman, nie umie zrozumieć, że komunikacja z dzieckiem czasem to po prostu obecność. Bez narzucania się i swojej woli. Bez wiecznych pytań, prób nawiązywania rozmowy. Bycie obok to trudna sztuka. Konieczna jednak, bo bez niej można popełnić kolosalny błąd.
Ten w „Kruku” się przytrafia. Niepokoje matczyna popychają kobietę do rzeczy moralnie podłej. Podstępem, wykorzystując internet, wkrada się do świata Kostii. Podszywając się pod atrakcyjną rówieśnicę chłopaka, poznaje jego myśli, sekrety. Na naszych oczach Matka wpada w spiralę zła. Kłamstwa i kradzieży. Staje się złodziejką tego, co w Kostii było najcenniejsze. Co zbudował, aby podarować swojej przyszłej wybrance. Gdy chłopak odkrywa intrygę - tragedii nie można uniknąć. Obnażony, zdradzony i poniżony Kostia wybiera rozwiązanie ostateczne. Kot, którego zagłaskano na śmierć.
Mądry i potrzebny spektakl, którego nie powinni omijać rodzice. Zamiast tych wiecznych „pogadajmy, przecież możesz mi wszystko powiedzieć”, czy „po to jestem abyśmy rozmawiali” i serii innych dupereli może zrozumieją. Ich miejsce w życiu dorastającego nastolatka się zmienia. Trzeba to uszanować i zaakceptować.
Świetny, pozostający w pamięci jest „Kruk z Tower”. Oszczędny w środkach. Scena „ubrana” jedynie w dwa fotele, klatkę i huśtawkę. Na niej jak dzieci w parku mieszają się emocje obojga bohaterów dramatu. Huśtawka - niby aż do przesady oczywisty atrybut wahań emocjonalnych - tu sprawdza się znakomicie. Bo życie z dorastającym nastolatkiem pod jednym dachem to jest właśnie huśtawka. Wierzcie mi. Mieszkałem sam z moją córką, gdy przechodziła przez ten okres. Wyrosła z niego nagle i nasza relacja przetrwała próbę. A oglądając „Kruka” cieszyłem się, że wtedy popełniając zapewne wiele błędów nie popełniłem ich jeszcze więcej.
TWÓRCY
tłumaczenie
Bożena Majorczyk
reżyseria
Aldona Figura
scenografia i kostiumy
Joanna Zemanek
światła
Andrzej Król
projekcje
Marta Miaskowska
muzyka
Radosław Duda
OBSADA
Katarzyna Herman - Matka
Konrad Szymański - Syn
Komentarze
Prześlij komentarz