Łotewscy "Grecy"
Jeden z wytrawnych widzów tego Festiwalu, którego miałem m zaszczyt poznać podszedł do mnie w przerwie i szepnął: Nic z tego nie rozumiem. Ja też - odszepnąłem. Ale jestem w znacznie gorszej sytuacji. Będę o tym pisać.
Pomijanie spektaklu z tak błahego powodu, jak niezrozumienie go w całości? Zaprzeczałoby to mojemu marzeniu o tym, że każdy człowiek ma w sobie jakąś cząstkę, która łaknie przezywania kultury. Niezależnie od poziomu wykształcenia, ilorazu inteligencji. Zatem skupiłem wszystkie swoje zmysły, analizowałem „Greków” łotewskiego Liepäjas Teätris i opiszę, co mi z tego wyszło.
„Grecy”. Tytuł o tyle mylący, że Greków w spektaklu nie ma. Są greccy bogowie, osadzeni w znanych z mitologii rolach. Przewodniczką po boskim świecie jest Rea, sterana życiem Wielka Matka, córka Uranosa i Gai, żona Kronosa a matka między innymi Zeusa i Hery. To jedyna postać w „Grekach” która mówi. My, widzowie - udajemy Greków, bo nic z tego nie rozumiemy. Obawiam się, że znajomość języka łotewskiego w społeczeństwie polskim nadal nie jest imponująca. Odczytujemy zatem to, co Rea mówi ze ściany, gdzie jest wyświetlane tłumaczenie. Stara Bogini nie ma za wiele do powiedzenia. Ogranicza się do przedstawiania kolejnych postaci boskiego świata. I ewentualnie do żarciku utrzymanego w konwencji perskiego oka do widowni.
Gdyby przyłożyć do spektaklu szkiełko i starać się w nim ujrzeć fabułę - leżymy. Luźno ze sobą powiązane, bardziej przypominające scenki rodzajowe w kabarecie, wydarzenia. Ares bije rodzeństwo, Prometeusz lepi i uczy człowieka. Eros strzela swoimi strzałami miłości i ma kłopoty z celnością. A Dionizos jest nawalony. I tak dalej dalej, dalej. Szkiełko jest bezlitosne. Za jego pośrednictwem otrzymamy obraz spektaklu prostego, płytkiego i mówiąc szczerze - takiego sobie.
Weźmy się za analizę przy pomocy oka i serca. To tworzenie człowieka, rozłożone na pantomimiczne sceny, jest wspaniałe, zabawne i wzruszające. Przecinane świetnymi, dynamicznymi układami tanecznymi w takt ostrej, szybkiej muzyki. Łotewscy bogowie, trzeba przyznać, tańczyć umieją znakomicie. Porywające są dekoracje. Monumentalne koła czasu, świetnie zorganizowana przestrzeń na scenie. I ta kotara, która raz po raz zamienia swoje role. Jest ogniem, wodą, chmurami. Wszystkim, co potrzeba wyobraźni, aby zafascynował ją świat greckich bogów.
Bardzo ciekawie rozwiązano kwestie dźwięku w „Grekach”. Wszystkie stukania, trzeszczenia kości, napinanie cięciw, huk płomieni - są artykułowane przez dwoje aktorów - dźwiękonaśladowców. Pracują po obu stronach sceny z kilkoma rekwizytami i parą mikrofonów. Siedziałem blisko jednej takiej osoby i przyznam, że podglądanie jej pracy było fascynującym doświadczeniem.
No dobrze. Czas ochłodzić głowę. Niby tak też można na „Greków” patrzyć. Okiem i sercem. A jednak to moim zdaniem za mało. Posiedzieliśmy, popatrzyliśmy. Były oklaski i na tym koniec. Spektakl nie stawia widzom większych wymagań. Nie czuć bijących z niego dylematów boskości, skonfrontowanej z niedoskonałością człowieka. Jeśli nawet gdzieś się znajdują, są skrzętnie ukryte pod komediową kołdrą. Komediancką wręcz. Biegali, tańczyli, ciumkali i szeleścili patyczkami. Fajnie. Ale gdzie im umknął sens poszukiwań prawdy o człowieku stworzonym na obraz potomka tytana? To, co zostało jest moim zdaniem płytkie. Nawet tańce, muzyka i dekoracje nie okazały się pogłębiarkami „Greków”. Można ich przejść suchą głową.
No i tak to - jakby powiedział Cesarz z łódzkiego „Amadeusza”. Po obejrzeniu łotewskiego widowiska nie czuję się ani uboższy, ani bogatszy. Seria nieskazitelnych choreograficznie scenek przekładanych zabawnymi skeczami pantomimicznymi. Czekałem z napisaniem tego tekstu prawie dobę. Liczyłem, że się we mnie ci „Grecy” ułożą. A tu nic. Tak samom teraz mądry, jak i wprzód.
reżyseria światła: Mārtiņš Feldmanis
obsada: Inese Kučinska, Rolands Beķeris, Edgars Ozoliņš, Agnija Dreimane, Everita Pjata-Gertner, Agnese Jēkabsone, Anete Berķe, Kārlis Ārglis, Hugo Puriņš, Madara Kalna, Kintija Stūre, Kārlis Artejevs, Valts Skuja
Komentarze
Prześlij komentarz