Orwell dzisiejszy

Pamiętam. W 1984 roku myśleliśmy: To się dzieje naprawdę. Orwell przewidział wszystko. Zniewoleni, zszarzali, pozbawieni perspektyw. Obywatele państwa-machiny, które jakimś groteskowym zrządzeniem losu wydawało się mimo wszystko śmieszne. W Teatrze Powszechnym „1984” jest grany od sześciu lat. Już te sześć lat stanowi epokę, która całkowicie zmieniła życie świata. A co dopiero czterdzieści, które minęły od tamtego, 1984, roku? 


Orwell spełnia się cały czas. Tak, jak mówi w wywiadzie wieńczącym spektakl w Powszechnym - Jeśli chcesz wiedzieć jaka będzie przyszłość, wyobraź sobie but depczący ludzką twarz, wiecznie! I ten but jest. Uciska twarz. W sposób coraz mniej wyrafinowany. Spektakl oglądany dzisiaj z perspektywą wojny na Ukrainie, czy wojny izraelsko - arabskiej ma kolejny, jeszcze pełniejszy wymiar. Łódź, na którą w kronice filmowej Oceanii spada rzucona z helikoptera bomba to przedszkole w ukraińskim Mariupolu. Ale to także sala teatralna w rosyjskim Biesłanie, arabski szpital w Gazie. Ów śledzony przez podejrzliwe dzieci człowiek, który w konsekwencji zostaje oddany patrolowi policji - to nasze uważne spojrzenia gdy dookoła mnożą się obcy o ponurych twarzach. Przedwczoraj troje dzieci, najmłodsze miało piętnaście lat, zasztyletowało w Warszawie siedemnastolatka. Znaleziono go w stanie krytycznym. Co robią dzieci w nocy na ulicach miast? Czy już osiągnęliśmy wizję Wielkiego Brata, w której miłość jest niepotrzebnie zawstydzającą skazą na akcie prokreacji? Będziemy produkować potomstwo ku chwale kolejnych wojen i agresji? Były dziennikarz, obecnie człowiek władzy medialnej, obrzuca wulgarnymi obelgami prezydenta swojego kraju. Poniża tych co u władzy, bo myślą inaczej niż on. Mówi - to nie jest moje. To jest ich i lży władze tego kraju do woli i bezkarnie. Jednocześnie prowadzi wykłady o sile i podłości hejtu oraz mowy nienawiści, przemawia do licealistów. Mówi: Hejt stop! Czy nasza wojna polsko - polska na niepamięć własnych słów nie jest wojną Oceanii ze Wschodnią Azją? Czy on jest produkującym, czy produktem Policji Myśli? To jest nasz świat. Nasz własny 1984 rok, który dzieje się w 2024. I wciąż napędza sam siebie. Obrasta, jak kula śniegowa, w kolejne upokarzające absurdy. 


O czym jest „1984” - nie będę pisać. Bardzo szanuję moich Czytelników, zatem nie pozwolę sobie na obrażanie Ich przytaczaniem oczywistości. Ale spektakl to co innego. Przenoszenie powieści na scenę ma swoje prawa, ale jest moim zdaniem prostsze niż adaptacje sztuk teatralnych. W tych ostatnich zapisane jest wszystko, jak w partyturze. Niewiele wolno - to także moje zdanie - zmienić, aby nie narazić się na zarzut pisania sztuki od nowa. Powieść daje więcej swobody, pola manewru. Znakomicie wykorzystuje tę okazję reżyserująca „1984” Barbara Wysocka. Obawiałem się, jak zmieści wszystkie aspekty orwellowskiej wizji w zaledwie osiemdziesięciominutowym spektaklu. Ale udało się to znakomicie. Jest dynamicznie, logicznie i przede wszystkim przytłaczająco. Na scenie Teatru Powszechnego czuje się ciężar powieści Orwella. To dobrze. Szkoda byłoby zniszczyć tak ważne dzieło. Główna postać spektaklu, Winston Smith - wstrząsająco zagrany przez Arkadiusza Brykalskiego. Czytelny, tragiczny w swojej beznadziejnej, szukającej prawdy i uczciwości egzystencji, i złamany przez ból, strach, tortury w końcówce spektaklu. Bardzo dobra rola i bardzo dobry pomysł, aby wyeksponować na scenie kilka najważniejszych dylematów Winstona i wokół nich owinąć niejako cały dramat. Wolność jest prawem do twierdzenia, że dwa plus dwa równa się cztery. To podstawowe prawo zostaje w Winstonie złamane i zabite. Od tej chwili jest już produktem zniewolenia. Patrzymy na tę przemianę w milczeniu. Jest nasza. Czy tortury Winstona, owiniętego w kable elektryczne nie są tymi daniny, które dzieją się na Ukrainie, w kazamatach północnokoreańskich czy podzielnych tunelach pod arabskimi piaskami? Bardzo mocna, zapadająca w pamięć jest ta scena. Świetnie wypada finał „1984”, czyli wywiad z Georgem Orwellem. Bardzo to dobry pomysł na zakończenie spektaklu. Zamyka go jak wrota naszego codziennego więzienia. 


A teraz połączmy początek z końcem. Zanim aktorzy wyjdą na scenę, widzowie poddani są bolesnej próbie. Gdy zajmują miejsca i czekają na spektakl, z głośników docierają do nich monotonnie powtarzane cztery dźwięki. Świdrują uszy. Po kilku minutach zaczynają kłuć umysł. Chce się uciec, przerwać ich nieustanne pikanie, które uderza jak wiecznie wbijana igła strzykawki. Zapamiętałem ten moment. Wrócił do mnie, gdy wyszedłem z Powszechnego. Stanąłem na skrzyżowaniu i dopadł mnie równie irytujący, boleśnie monotonny dźwięk  z sygnalizatorów przejść dla pieszych. 1984 rok mnie otoczył. Był cały czas i czaił się jak banda nocnych napastników do skoku na plecy. Wsiadłem do metra, w którym dwóch ponurych, muskularnych Rosjan, albo Ukraińców - nie rozróżniam ich języków - oglądali na smartfonie film, oczywiście tak że cały tramwaj musiał tę ich mowę słyszeć. Nikt nie zwracał im uwagi. Budzili strach Wyglądali naprawdę groźnie i nieprzyjaźnie. Wyskoczyłem przy Ratuszu i przesiadłem się do metra. Słodki głos z megafonu poprosił mnie, abym dla wspólnego bezpieczeństwa zawiadomił o nietypowej sytuacji, korzystając z telefonów alarmowych, które są wszędzie. Chcą ze mnie zrobić siedmioletnią córeczkę, która w „1984” denuncjuje własnego ojca, informując policję że przez sen mówi: Precz z Wielkim Bratem? A może ten ciepły głos z megafonu to współczesna wersja emitowanego przez radiowęzły Oceanii hasła: Wielki Brat śledzi cię…


Mocny spektakl i podobnie jak powieść - przerażająco coraz bardziej aktualny. 


Twórcy: 


reżyseria - Barbara Wysocka 

scenografia - Robert Rumas

muzyka - Jan Duszyński

reżyseria świateł - Artur Sienicki

kostiumy - Kornelia Dzikowska

projekcje - Lea Mattausch, Artur Sienicki 


Obsada:


Klara Bielawka 

Arkadiusz Brykalski

Grzegorz Falkowski

Andrzej Kłak

Ewa Skibińska





Komentarze

Popularne posty