Mądre Księgi
Olga Tokarczuk jest, moim zdaniem, produktem odpowiadającym na zapotrzebowanie konkretnych czasów. Literacki Nobel wielokrotnie był kontestowany i dyskutowany, także w tym przypadku. W Polsce pisarka wystrzeliła, niczym rakieta, i wylądowała na pisarskim Parnasie. Zasłużenie? Każda ocena jest subiektywna. Ja jej prozy nie lubię.
Jednak lubienie czy nielubienie prozy Tokarczuk nie oznacza odrzucenia wartości artystycznych tych dzieł. Uważam je za atrakcyjne materiały wyjściowe dla spektakli teatralnych. Widziałem niegdyś znakomitych „Biegunów”, doskonały „Prawiek”. Zatem z ciekawością poszedłem na już okrzepłe w repertuarze Teatru Narodowego, bo grane od prawie dwóch lat, „Księgi Jakubowe” w reżyserii Michała Zadary.
Zadanie trudne. Przecież oryginał książkowy to circa 900 stron! Jak i co z tego wybrać, aby powstał spektakl logiczny, zrozumiały i mieszczący się w ramach czasowych znośnych dla fizjologii przeciętnego widza? Za adaptację scenariusza wzięła się para reżyserska - Barbara Wysocka i Michał Zadara. Tuż przed „Księgami” widziałem bardzo dobry „1984” właśnie Wysockiej i tam też chwaliłem pracę nad adaptacją tekstu. Tu jest podobnie. Wysocka i Zadara przenieśli „Księgi” na scenę Narodowego perfekcyjnie. Spektakl jest spójny, logiczny i zrozumiały. Wymaga oczywiście skupienia i uwagi, to nie jest teatrzyk „zabili go i uciekł”, ani jednoaktówka na temat tego że pani kocha pana a pan znacznie mniej. Udało się im zachować język, pewną aurę literatury Tokarczuk. Ale o ile razi mnie ona w powieściach, którą są w moim odczuciu nadęte i przeładowane słowami, o tyle na scenie „Księgi Jakubowe” oddały to, co w pisarstwie Tokarczuk najlepsze. Piękne postaci, mądre dylematy, ciekawe sytuacje.
Kim był bohater „Ksiąg”, Jakub Lejbowicz, albo Jakub Frank? Mesjaszem? Kaznodzieją? Żydowskim oszustem? Charyzmatycznym przywódcą? Malwersantem? Wszystkie twarze Jakuba są na scenie. Świetnie odnajduje się w tej roli Henryk Simon. Jego Jakub jest mesjanistyczny, przypominający Chrystusa, charyzmatyczny. Bo Simonowi w sztafecie jakubowej przypadły te „zmiany”, gdy bohater rośnie, zdobywa popularność, podróżuje i obrasta w tłum zwolenników. Lawiruje między wierzeniami, zręcznie przekonując swoich wyznawców do przeskakiwania z religii na religię. Jednak to się nie może udać w XVIII wiecznej Europie. Nie da się stać okrakiem nad Torą, Koranem i Pismem Świętym, czyniąc z nich przepustki do kolejnych państw i świętego spokoju. Jakub Frank upada. Równie nagle, jak się wyłonił z miazmatu postaci, jazgotu i harmidru. Tylko, czy Mesjasz może upaść ostatecznie? Powinien zejść na dno cierpienia, odkupić nim winy swego ludu. Ale upaść? To stać się nie może. Zatem Jakub odradza się, podnosi z niebytu i osiada na tronie własnego dworu. Tu pałeczkę w sztafecie przejmuje Jerzy Radziwiłłowicz. I zaczyna się ostatnia, VI Księga - Księga Dalekiego Kraju. O Aktorach za moment, bo mam pewne uwagi. Na razie doprowadźmy historię do końca. Jakub balansuje już nie między religiami, ale na skraju bycia ledwie tolerowanym przez możnych tego świata. Nieustannie walczy o status quo, żyje na pograniczu realiów swojej sytuacji i wielkiej przeszłości. Znakomite są w drugim akcie dwie sceny. Pojawienia się Jakuba - Radziwiłłowicza i ostatniej wieczerzy. Ta kończy spektakl. Znakomita, świetnie wyreżyserowana, mocna scena.
Gdybyście mnie słuchali… - mówi Jakub ustami Radziwiłłowicza, podczas swojej ostatniej wieczerzy. I to jest znakomita uwaga do Aktorów, biorących udział w spektaklu. Gdybyście słuchali Jerzego Radziwiłłowicza. Zobaczylibyście, jak powstaje postać na potrzeby spektaklu. Jak się ją buduje tempem wypowiedzi i natężeniem głosu. Coś wspaniałego. Radziwiłłowicz mówi i nie można tego nie słuchać. Jest Jakubem Lejbowiczem Frankiem. Gdybyście go od początku słuchali… Może Oskar Hamerski nie zaczynałby zawsze każdej swojej dłuższej kwestii spokojnie, a potem poprzez skandowanie dochodził do krzyku? Może Anna Lobedan w roli Katarzyny Kossakowskiej nie stosowałaby akcentów inicjalnych (np. WOłoszczyzna)? Może nie stałoby się to co, moim zdaniem, jest największym mankamentem dobrego a wręcz bardzo dobrego spektaklu? Jenta - pół umarła, pół żywa choć pozostająca w śpiączce narratorka. W obejrzanym
przeze mnie spektaklu rola ta przypadła Barbarze Wysockiej właśnie. Zdziwiłem się. Bo o ile większość aktorów stara się jako tako mierzyć z długimi frazami Tokarczuk, o tyle Wysocka zupełnie z tej walki zrezygnowała. Sążniste zdania pisarki szatkuje na krótkie fragmenty. Wypowiada je wyraźnie. Tak, jakby największym dla niej wysiłkiem było, aby wszystkie głoski znajdowały się na swoich miejscach. Jej Jenta jest nerwowa, strzelająca tekstem jak pistolet maszynowy pociskami. Miałem momentami wrażenie, że przemawia do mnie lektor sztucznej inteligencji. Nie podobała mi się ta konwencja. Uważam, że o wiele lepiej wypadłoby, gdyby Jenta - narratorka mówiła spokojnie. Opowiadała historię a nie komunikowała wydarzenia. Miałem za to inne szczęście. Spektakl uświetniła muzyka na żywo, a na fortepianie grał Michał Świechowski. Znakomicie to współgrało z całością wydarzenia.
Nie można przejść obojętnie obok scenografii „Ksiąg Jakubowych”. Projekty Roberta Rumasa są znakomite. Po prostu znakomite. Ruchome elementy, które przesuwają się i składają ze sobą ze szwajcarską precyzją. Projekcje filmowe, nie będące kinoteatrem a budzącymi wyobraźnię ruchomymi obrazami. No i stół ostatniej wieczerzy. Na mnie największe wrażenie zrobiła pożoga, z której wychodzą jakubowi wyznawcy i scena, o której już pisałem czyli dwór Jakuba w VI Księdze. Gdyby nawet w tym spektaklu zamiast znakomitych Aktorów występowały sosnowe słupy, to polecałbym go dla zobaczenia samej scenografii.
Ale „Księgi Jakubowe” żyją - bo grają w nich Aktorzy, co podkreślam. Są „Księgi” - poza już opisanymi, moim zdaniem, mankamentami - spektaklem bardzo dobrym, zmuszającym do myślenia i trzymającym w napięciu. Może, ale podkreślam: może - warto pochylić się nad drugim aktem i minimalnie go skrócić. Po kwadransie odczułem lekki przesyt informacjami. Ale nie na tyle aby wskazać paluchem co bym wziął i uciął.
I już. Dwa pokaźne akty i krótka przerwa. W sumie niespełna trzy godziny w Teatrze Narodowym. Warto? Moim zdaniem bardzo warto. „Księgi Jakubowe” to zrobiony z rozmachem, dynamiczny i jak już napisałem pobudzający myślenie spektakl. Chętnie za jakiś czas zobaczyłbym go raz jeszcze. Jest w nim jakaś magia.
reżyseria, światło, projekcje wideo: Michał Zadara
adaptacja sceniczna: Barbara Wysocka, Michał Zadara
scenografia: Robert Rumas
kostiumy: Julia Kornacka
muzyka: Justyna Skoczek, Michał Zadara
realizatorzy dźwięku: Marek Szymański, Hubert Majewski, Mariusz Maszewski
realizatorzy światła: Zbigniew Szulim, Bartłomiej Kaczalski, Krzysztof Łukasz Stefan
realizatorzy wideo: Mariusz Chałubek, Paweł Woźniak
OBSADA Z PODZIAŁEM NA KSIĘGI
I KSIĘGA MGŁY
II KSIĘGA PIASKU
III KSIĘGA DROGI
IV KSIĘGA KOMETY
V KSIĘGA METALU I SIARKI
VI KSIĘGA DALEKIEGO KRAJU
Z udziałem dzieci
Komentarze
Prześlij komentarz