Wisieli nad Ziemią z rękami na gardłach
Dziwny ten tytuł, co? Ale nie mogłem znaleźć lepszej zbitki kilku słów, które scharakteryzowałyby „Z ręką na gardle. Piosenki z repertuaru Ewy Demarczyk”, który pojawia się na otwarcie nowego sezonu teatralnego na Scenie w Baraku Teatru Współczesnego. Spektakl nienowy, premierę miał w styczniu 2023 roku, ale zawsze się mijaliśmy w Mieście. Albo mi wypadało coś innego, albo temu spektaklowi. Wreszcie się złapaliśmy.
Reżyseruje Anna Sroka-Hryń. Czyli jedna z najsilniejszych marek w polskim teatrze - jeśli Pani Anna wybaczy mi ten marketingowy żargon. Ma wspaniały talent do takich teatralnych, muzycznych miniatur. Umie znaleźć pomysł, przekazać go bardzo przecież młodym aktorom. Spowodować, że czują i stają się elementami opowieści. Przeróżnych. Moim zdaniem najlepszy był niezapomniany - oby jeszcze wrócił - „Lunapark” na podstawie twórczości Grzegorza Ciechowskiego. Równie świetnie wypada - tu jest szansa, że jeszcze będzie grany - „Bóg wyjechał” z piosenkami Toma Waitsa. Dobre są „A planety szaleją”, czyli Kora. Nie widziałem jeszcze spektaklu opartego o utwory Czesława Niemena. Nie można mieć wszystkiego.
Jednak wpadłem w pewien nałóg tych spektakli. Za każdym razem jest tak samo. Wychodzę oczarowany, zasłuchany i naładowany energią. Mam tylko ten jeden niedosyt. Za krótko. Za mało. Chciałoby się jeszcze. ale rozumiem doskonale. To są bardzo trudne zadania aktorskie. Trudne choreograficznie. Wokalnie. Dlatego cieszę się tym, co mam. I z przyjemnością zapisuję w pamięci kolejną, świetną godzinę z teatrem muzycznym.
Tym razem dostajemy Ewę Demarczyk. Tak. Bo „Z ręką na gardle” to nie tylko piosenki. Uważny widz odnajdzie na Scenie w Baraku znacznie więcej Demarczyk. Z jej demonami, czarnym aniołem. Z szaleństwem głosu, tekstu, ekspresji. Ona w tym spektaklu po prostu jest. W każdej piosence, każdym ruchu scenicznym. Kapitalnie się to ogląda, bo atmosfera jak w dobrym thrillerze gęstnieje powoli aż do finału. Nie będę opisywać poszczególnych piosenek. Przecież znamy je. Dźwięczą niepokojącym brzmieniem w uszach. Ewa Demarczyk. Moim zdaniem najdziwniejsza postać polskiej powojennej sceny muzycznej. Ale - absolutnie genialna. I ten geniusz udało się Artystom znakomicie pokazać.
Anna Sroka-Hryń ma jeszcze jeden wielki talent. Tworzy wokół swoich muzycznych spektakli zespoły. Równe, skupione, świetnie się wspierające. Nie ma tu słabszych, lepszych. Każdy jest ważnym elementem widowiska. Tak jest i tym razem. „Z ręką na gardle” to siedmioosobowy team, w którym na pytanie - kto jest najlepszy? Bez wahania odpowiadam - każdy. Zastanawiałem się nawet patrząc na ten naładowany emocjami, świetnie zagrany spektakl - co bym wolał? Teatr muzyczny Anny Sroki-Hryń, w którym powstawałyby kolejne takie dzieła, czy przegląd dotychczas stworzonych przez nią widowisk? Wychodząc z teatru miałem odpowiedź: Chcę i tego i tego.
Jeśli ktoś jeszcze tego we Współczesnym nie widział, to czas najwyższy. Znakomity spektakl pięknie otwierający wieczór w mieście. Bo trwa przecież, jak napisałem ledwie około godziny. A po nim świat jest tak rozśpiewany i lekki…
Komentarze
Prześlij komentarz