Siedem dni tworzyli a siódmego była owacja

Bóg miał siedem dni na stworzenie świata. Wyszło tak sobie. Sylwester Biraga miał  siedem dni na stworzenie spektaklu teatralnego i wyszło wprost fenomenalnie. Czy Bóg powinien uczyć się od Biragi? Teatru - na pewno. 


Spektaklu, żeby Was jeszcze bardziej zachęcić do manifestowania przed bramami Teatru Druga Strefa - już nie zobaczycie. To efekt warsztatu, na którym spotkało się dziesięcioro młodych aktorów warszawskiego Teatru Hybrydy i dziesięcioro z wileńskiego Stowarzyszenia Sol Oriens. Podjęli się - wraz z reżyserem (Sylwester Biraga) i trzema fantastycznymi Paniami z Wilna - Bożeną Sosnowską, Ewą Baliul i Justyną Moisejenko stworzenia czegoś niebywałego. Projekt Mickiewicz/Projektas Mickevicius to wybrane sceny z Dziadów: Gusła, rozmowa Senatora z Rollisonową i Bal u Senatora. Szanowni Państwo. Oni w tydzień ten spektakl stworzyli od podstaw. Uszyli kostiumy ręcznie!, zaplanowali charakteryzację, opanowali role i zagrali. I to jak zagrali! To wydaje się niemożliwe. A jednak! 


Widziałem „Dziady” kilkukrotnie, łącznie z genialną, moim zdaniem, inscenizacją Kleczewskiej w krakowskim Teatrze im. Słowackiego. Ale takiego pomysłu na spektakl, jaki zaproponowano w Drugiej Strefie nie widziałem i niestety, jeśli młodzi Litwini nie przyjadą jeszcze raz do Warszawy -  pewnie nie zobaczę. 


Siedzimy w teatralnym foyer. Na dziesięć minut przed rozpoczęciem spektaklu pojawiają się ucharakteryzowani aktorzy. Krzykliwe, punkowe stroje, wyzywające fryzury. Krążą między widzami uważnie się w nich wpatrując. Łamią zasady i granice stref komfortu. Ale robią to umiejętnie i robią to po coś. Czyścimy nasze myśli z niepotrzebnych codziennych głupstewek. Powoli się uciszamy. Rośnie napięcie. 


Nagle z korytarza prowadzącego na widownię słyszymy monotonną pieśń. Jak zapowiedź magicznego obrzędu wciska się w uszy. Zaciekawia. Za aktorami ruszamy w kierunku sceny przez ciemny korytarz. Po obu jego stronach stoją kolejni aktorzy, ubrani w białe całuny przypominając duchy powtarzają słowa zaklęcia przywołującego dusze. W rękach trzymają świece a w powietrzu unosi się zapach kadzidła. Nie wchodzimy na widownię. Łatwo można sobie wyobrazić, że zajmiemy miejsca w opuszczonej kaplicy, w której za moment zacznie się ceremoniał przywoływania duchów. 


I występuje Guślarz. Gdy mówi o zamykaniu drzwi kaplicy z hukiem zatrzaskują się drzwi widowni. Jesteśmy w środku magicznego ceremoniału. To jest po prostu genialny zabieg i przyznam się, że o ile pierwsze zetknięcie z aktorami w foyer nie spodobało mi się, bo nie jestem zwolennikiem nadmiernej interakcji, o tyle ten pomysł zrobił na mnie wielkie wrażenie. Cała scena ceremoniału Dziadów jest zagrana znakomicie. Tak dobrze jej zrobionej nie widziałem nigdy. Kolejne duchy wyłaniają się z chaosu tworzonego przez przemieszczających się po scenie aktorów tak, jakby rzeczywiście powstawały ze smug mgły i czarów. Kryją się za muślinowym całunem. Znikają i po chwili zastępują je kolejne zjawy. To jest teatr pełną gębą. Po prostu pełną gębą. 


Po nich scenę opanowuje druga grupa. To aktorzy z początku spektaklu, zatem odziani w kostiumy postpunkowe. Krzykliwe, kolorowe, ubogacone oryginalnymi fryzurami. Świetnym pomysłem jest potrojenie postaci Rollisonowej i prowadzącej ją Kmity. Kwestie powtarzane trzykrotnie przez różne aktorki inaczej je interpretujące robią znakomite wrażenie. To się świetnie ogląda. 


Finał to Bal u Senatora. Zamysł sceniczny i usytuowanie Senatora, niczym ogromnego srebrnego ptaka rozkładającego skrzydła nad mętnym stadem pochlebców, którzy powoli przeradzają się w spiritus movens jego upadku - smakowity. Pojawia się Rollisonowa, znów potrójna w swej rozpaczy i nadziei. Znów świetnie ten zabieg się sprawdza. Ogląda się mickiewiczowski projekt dosłownie na jednym oddechu.Mocny ten finał warsztatu wyszedł aktorskiej młodzieży i owacja na stojąco, jaką zostali uhonorowani - najzupełniej słuszna. 


Opisałem Projekt Mickiewicz/Projektas Mickevicius pobieżnie. Bo liczę na to, że może jeszcze kiedyś albo Warszawa albo Wilno będą go chciały wystawić. Nie chcę zainteresowanych zobaczeniem go na scenie pozbawiać radości odkrywania kolejnych jego błyskotliwych aspektów . A może jakiś festiwal teatralny? Zasługuje moim zdaniem na więcej niż jednorazowy pokaz. Polskie instytucje kultury, dysponujące budżetami, mogłyby zwrócić na niego uwagę. Bo młodzież, która czyta i na dodatek czytając odczytuje Mickiewicza w Warszawie i Wilnie zasługuje z kolei na solidne wsparcie w swoich artystycznych działaniach. 







Komentarze

  1. Jesteśmy dumni kochana młodzież z Wilna.Projekt udał się.Dziękujemy p.Bożenie Sosnowskiej ,Ewie Baliul ,Justynie Moisejenko.Brawo😍❤️💌

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty