Farmazony w Nowym
Trudno nie zgodzić się z granym przez Jacka Poniedziałka profesorem Didierem Eribonem, gdy mówi: siedzimy tu i pierdolimy farmazony. „Powrót do Reims” Katarzyny Kalwat to właśnie płytkie farmazony. I to nie wina aktorów, a już na pewno nie wspomnianego Poniedziałka, który dwoi się i troi aby wycisnąć ze swojej postaci coś więcej niż przewidywalny banał. Pozostali aktorzy mają w sobie zapał godny lepszej sprawy. Yacine Zmit pokazuje nawet w scenie finałowej gołą pupę. Cóż. Skoro musi i uważa ją za fajną - w tak słabym spektaklu każda inicjatywa jest godna uwagi. W zasadzie ta jedyna scena mnie zastanowiła. Po co była w „Powrocie”? Pozostanie słodką tajemnicą Pani Reżyser i wywijającego pupą Pana Aktora. Jej tajemnicą pozostanie też, jak udało się uklepać coś tak nudnego.
Zastanawia mnie, po co było brać się za ten tekst i próbować na siłę zrobić z niego prześmiewczy show? Po co było wprowadzać do tego trzy kamery? Robić transmisję ze sceny w teatrze? Po co? Czy nie prościej, jeśli już chciało się pokazać miazmat klas społecznych, ich upadanie i degrengoladę - wziąć „Szewców” Witkacego? Oczywiście, stanowiliby o wiele większe wyzwanie intelektualne niż ta banalna ramota z Francji. Ale efekt mógłby być porażający.
"Powrót do Reims" jest nudny. Bo nudne jest siedzenie teatrze, w którym każda kolejna scena jest do przewidzenia. Od początku wiadomo, dokąd zmierzamy, co będzie powiedziane, wokół czego zbudowano dramaturgię i postaci. Każdy ruch, gest, słowo są do bólu przewidywalne. Ba, wychodzi się z tego z głową kompletnie pustą. Ot - było, minęło. Zaliczone. Może tylko ten goły tyłek Pana Aktora rozbawia i stawia pytanie o sens swojego ukazania się na scenie.
Było to rzeczywiście „siedzenie i pierdolenie farmazonów”, jak był łaskaw powiedzieć główny bohater „Powrotu do Reims”. W „Szewcach” natomiast Sajetan Tempe mówi, gdy kurtyna idzie w górę: „Nie będziemy gadać niepotrzebnych rzeczy.”. I w tym tkwi fundamentalna różnica między tymi sztukami.
Na tym kończę. Nie wyszedłem w trakcie. Ale pozdrawiam ze zrozumieniem tych, którzy wychodzili. I uważam, że mieli rację.
- Autor: Didier Eribon
- Reżyseria, scenografia, kostiumy: Katarzyna Kalwat
- Występują: Jacek Poniedziałek, Jaśmina Polak / Marta Malikowska, Yacine Zmit
- Dramaturgia, tekst: Beniamin Bukowski
- Muzyka: Wojciech Blecharz, Piotr Pacześniak
- Wideo, światła, realizacja streamingu: Antoni Grałek
- Audio navigator: Piotr Pacześniak
- Montaż: Piotr Waldemar Zajączkowski
- Grafika: Anna Rogóż
- Konsultacja choreograficzna: Agnieszka Kryst
Moim zdaniem spektakl zasługuje na pochwałę. Podobał mi się (4,5 w skali do 6). Ekspresyjna gra aktorska, poruszająca tematyka - wbrew oczekiwaniom nie skupiająca się na problemach LGBT. Poruszający manifest końcowy. Może rzeczywiście w środku spektakl nieco się rozjechał, jednak początkowe 45 minut i 20 minut końcówki w pełni rekompensują spadek tempa w środku.
OdpowiedzUsuńNie znam tekstu oryginalnego, więc odnoszę się jedynie do adaptacji i aktorstwa. Z jednym się zgodzę - razi mnie także maniera kamer i filmowania tego co widzimy - nie tylko tu. Mamy z tym do czynienia w co drugim spektaklu w dzisiejszym teatrze współczesny. Zbędne to i męczące. Widziałem to w studio i w Powszechnym (koszmarny Bergman) i zawsze pozostaje z niesmakiem. Taka moda - autorzy widać nie zaufali prostocie, mając za usprawiedliwienie fakt, że rzecz się dzieje w programie telewizyjnym na żywo.