Zawstydzająco zrobiony młodzieniec
Jest mi wstyd. Wstyd, że nie wstałem i nie wyszedłem w trakcie. Wstyd, że zrobiłem to dopiero po ostatniej kwestii ze sceny, przed oklaskami. Wstyd, że zapłaciłem za bilet i ktoś z osób odpowiedzialnych za „Dobrze ułożonego młodzieńca” może z moich pieniędzy otrzymać choć ułamek w ramach honorariów.
Nie chodzi tu o jakość gry aktorskiej, scenografii i kostiumów. Także nie o to, kto jakie role odgrywa i jak się w nich odnalazł . W ogóle mnie to nie interesuje. Podobnie jak nie działa na mnie przedstawianie spektaklu przez recenzentów i mainstream jako ważnego głosu w kwestii płciowej. Mogę się od tej narracji bez trudu oderwać, bo nigdy nie miało dla mnie znaczenia kto jest mężczyzną, kto kobietą, a kto czuje się obcym w swoim ciele. Szanuję i rozmawiam z każdym - są ludźmi. Podkreślam jeszcze raz, żeby to dobrze wybrzmiało i nikt nie dorabiał mi „gęby”: Osoby transpłciowe są ludźmi. A ja szanuję wszystkich ludzi i każdego z nich oceniam nie przez pryzmat płci, tylko jego działań.
Ta sztuka, moim zdaniem obraża pamięć 230 tysięcy Żydów, którzy mieszkali przed wojną w Łodzi a w jej trakcie prawie wszyscy zginęli. Bici, maltretowani, zmuszani do niewolniczej pracy w utworzonym w grudniu 1939 roku łódzkim getcie. Na scenie zaczyna się wszystko niewinnie. I nic tej ohydy nie zwiastuje. Ba. W opisie spektaklu, który zamieszczono na stronie Warszawskich Spotkań Teatralnych tego nie przeczytacie.
Jest tyle: „Inspirowany międzywojenną historią łodzianina Eugeniusza Steinbarta spektakl porusza temat nienormatywności płciowej i jej społecznego odbioru. Jest manifestem odwagi do życia na własnych warunkach, bez binarnych podziałów. Spektakl nawiązuje do wydarzeń towarzyszących toczącemu się w latach 1938-1939 przed sądem okręgowym w Łodzi procesowi „młodej kobiety wyglądającej zupełnie jak mężczyzna”. Jak donosiły media: „kobieta udawała mężczyznę (…). Ożeniła się (…), meldując się jako mężczyzna wobec kapłana, a ożeniwszy się — została nawet «ojcem». Za posługiwanie się dowodem tożsamości kuzyna i poświadczenie nieprawdy w styczniu 1939 roku Eugeniusz Steinbart został skazany na 8 miesięcy więzienia…” I koniec.
Rzeczywiście. Początek to historia Eugeniusza Steinbarta, pokazana w konwencji procesu z dialogiem obrońcy i prokuratora. W trakcie rozprawy, z zeznań świadków poznajemy losy mężczyzny, urodzonego w ciele kobiety. Pierwszym sygnałem alarmowym dla widowni jest scena, w której aktorzy zwracają się do widzów o podzielenie się nasieniem, lub komórką jajową. Zupełnie zresztą niepotrzebna - dodam na marginesie. Ale powiedzmy, bardziej to kiczowate niż niesmaczne. Dwie osoby wyszły, jednak clou było przed nami.
Teraz - na razie, można napisać - coś dyskusyjnego bo dopisanego do prawdziwego, tragicznego życiorysu transplciowego człowieka którego skazano na osiem miesięcy więzienia w międzywojennej Polsce. Prawdy o jego wojennych losach nie znamy. Rzeczywiście w IPN są podobno akta wskazujące na Steinbarta - Volksdeutscha. Gorzej nawet. Nie volksdeutscha a funkcjonariusza SA Jednak sprawdziłem: Edwarda. Nie Eugeniusza. O Eugeniuszu wyszukiwarka IPN nie wspomina. Wpisywałem frazę „Eugeniusz Steinbart” cztery razy., tyle samo "Eugenia Steinbart" i nic. Obym mylił się ja, a nie twórcy spektaklu.
Oto jak oni przedstawiają historię „Młodzieńca”: Steinbart trafia do więzienia, wybucha wojna. Zostaje uwolniony. Zaczyna pracę w stolarni, zapewne pożydowskiej bo opuszczonej. Tam z racji znajomości niemieckiego zaprzyjaźnia się z żołnierzem Wehrmachtu i podpisuje volkslistę. Następnie donosi na swoją teściową, która utrzymuje rodzinę spędzając płody kobiet zgwałconych przez żołnierzy SS i dzieląc się z tymi kobietami trucizną, pozwalającą pozbywać się ich oprawców. Czy można do prawdziwych, tragicznych losów człowieka dopisać taką historię? Mam wątpliwości, a źródeł potwierdzających jej prawdziwość nie znalazłem.
I teraz finał. Coś, czego nie spodziewałem się w żadnym teatrze. Coś, czego biorący udział w tym spektaklu powinni wstydzić się do końca swoich dni. Za aktorami zostaje wyświetlona na wielkim ekranie „aria”. Co przerażające przypominająca sposobem wykonania kadisz. Śpiewająca ją osoba… ubolewa nad losem volksdeutschów w obozie pracy w Potulicach. Dowiadujemy się, że byli poniżani, źle traktowani, mieli
marne jedzenie. A cztery i pół tysiąca z nich zmarło. Istotnie. Obozy dla renegatów nie przypominały wakacji na miarę wegańskich smalczyków i sojowego latte. Ale one były dla tych, którzy przez sześć lat siali strach, terror. Mordowali Żydów, Polaków. Nie zwracając uwagi na ich płeć, czy seksualne preferencje. Po prostu byli najgorszą ludzką szumowiną. Kolaborantami, szmalcownikami i mordercami. Przecierałem oczy ze zdumienia, słuchając tej ohydy. Czy ktoś wie, co było w Potulicach wcześniej, w czasie II wojny i kto tam ginął? Dla kogo Niemcy ten obóz zbudowali i czego był filią? Nic tego fragmentu spektaklu nie tłumaczy. Walka o tożsamość płciową, chęć szokowania - nic. To zwyczajnie haniebne. Trzeba powiedzieć: Dość. Są granice. Domagając się szacunku i przestrzeni nie można szargać pamięci innych.
Nie istnieje „sztuka bez granic”. W którymś momencie zamienia się w barbarzyństwo. Sztuka bez granic to ten sam mechanizm uzasadniania swoich działań który stosuje Putin, nazywając napaść na Ukrainę „operacją specjalną”. Ktoś, kto posługuje się pojęciem sztuki dla ośmieszania i niszczenia cudzych świętości jest dokładnie taki sam. Tylko Putin zabija ludzi. A ów ktoś zabija kulturę. Cel nigdy nie uświęca środków. Zgoda na takie rozwiązanie to pułapka.
Powtórzę. W Łodzi, gdzie w Teatrze Nowym powstał „Dobrze ułożony młodzieniec”, żyło przed wojną 230 tysięcy Żydów. Prawie nikt z tych ludzi nie ocalał. Mieli swoje życia. Sekrety. Preferencje płciowe i poglądy. Byli
ludźmi egzystującymi w spokoju i wzajemnie się szanującymi. A my oglądamy w teatrze historię, w której mamy użalać się nad ich oprawcami. Zdrajcami Polski. Czy komisja oceniająca spektakle przed zakwalifikowaniem do pokazywania w ramach Warszawskich Spotkań Teatralnych, upadła na głowę? Oślepła? Spadła z Księżyca???
Nie wolno robić takich rzeczy. Nie ma żadnego usprawiedliwienia. Na dodatek to zwyczajnie głupie. Popatrzcie: Zbijając w całość historię przedwojennego, transplciowego mężczyzny z wojennym i powojennym losem volksdeutscha wyrządza się krzywdę środowisku ludzi, którzy urodzili się nie tymi, kim się czują w życiu. W jakim się ich stawia świetle? Po co? Czy mało jest między nami głupców, którzy uwielbiają generalizacje?
Nie wiem, czy osoby odpowiedzialne za „Dobrze ułożonego młodzieńca” są w stanie zrozumieć, co zrobiły. Pewnie - nie są. Mi jest, jak napisałem na początku, wstyd. Także za nie.
TWÓRCY:
OBSADA:
Karolina Bednarek, Monika Buchowiec, Maciej Kobiela, Paweł Kos, Edmund Krempiński, Michał Kruk, Halszka Lehman, Paulina Walendziak, Agnieszka Choińska, Michał Jeziorski, Piotr Malec, Grzegorz Pawłowski, Adam Sobczyński, Marek Szymański, Dariusz Wojtkun
Komentarze
Prześlij komentarz