Poruszający „Bezmatek”
Zostanie po nich pustka, trochę fotografii. Jakieś wspomnienia pod powiekami. Będą nam stukać w głowach ich zachowania i słowa podczas codziennych czynności. Nie zapomnimy złego, dobre położymy w oddzielnej przegródce pamięci. Zważymy. Ocenimy. Spróbujemy z tym żyć. Kolejny dobry dzień mi się trafił. Kolejny mądry spektakl o ważnej życiowej sytuacji. „Bezmatek” w Komunie Warszawa. Zagrały go dwie Aktorki. Aleksandra Bożek (Matka) i Monika Szufladowicz (Córka). Patrząc na nie miałem wrażenie oglądania meczu tenisowego dwóch wirtuozek w tym sporcie. Z gracją ale zarazem celnie podawały sobie emocje jak piłki genowe, setowe i meczowe. Zdania były poręczne jak tenisowe rakiety. Oglądało się to znakomicie.
Oczywiście, jak to bywa we współczesnym teatrze, nie może być relacji matki z córką bez traumy. Nie wiem, z czego to wynika ale mam wrażenie, że dla scenarzystów i reżyserów zwyczajne odchodzenie chorej na raka kobiety i relacja umierającej z dzieckiem, to stanowczo za mało. Musi być przemoc, alkohol, ubóstwo. Inaczej się nie liczy. Wzdycham za czasami, gdy do zbudowania emocjonującego spektaklu wystarczała codzienność. Ale - nie ma co narzekać. W końcu Córka nie zmieniła po kryjomu płci, a Matka nie zjadła ojczyma. Obie też nie podpisały volkslisty, ani nie miały chronicznego zatwardzenia jako traumy po stracie braciszka.
Ta przemoc w tle „Bezmatka” nie razi na szczęście nadmiernie i jest wykorzystana w spektaklu na tyle, na ile trzeba. Nie ma nia epatowania. Żonglowania i intelektualnej taniochy. Wiem, że to sztuka na podstawie prozy Miry Marcinów. Wybaczcie mi. Nie znam jej, zatem nie będę zagłębiać się w rozstrzyganie co jest zasługą Pisarki, a co Scenarzysty. Skupię się na spektaklu.
A jest bardzo dobry. Relacja matki i córki ewoluuje. Świetne jest dynamiczne kalendarium wczesnego dzieciństwa. Bardzo mocna scena przemocy matki wobec nastoletniej dziewczyny. I finał. Bardzo dobre następujące po sobie monologi Matki i Córki.Trzymający za gardło zapis ostatniej godziny umierania schorowanej, pokonanej przez nowotwór pięćdziesięciodziewięcioletniej kobiety. Świetnie to zagrane i wyreżyserowane przez Patryka Warchoła. Przyznam, że pierwszy raz użycie kamery w teatrze dało aż tak wstrząsający efekt. Mam na myśli scenę monologu Córki. „Bezmatek” uniknął taniochy i mainstreamowego gmerania w emocjach na poziomie podstawówki. Z trzymającym w napięciu pięknym zakończeniem jest spektaklem na który warto się wybrać, gdy nadarzy się okazja.
Nie sposób pominąć jednej sprawy. Mam na myśli starszą panią w kapeluszu z pierwszego rzędu. Nie zrobiłem jej niestety zdjęcia ale żałuję. Takich ludzi trzeba pokazywać. Aby nigdy więcej nikt nie wpadł na pomysł wpuszczenia ich na teatralną widownię. Otóż starsza pani miała włączony telefon. Mimo apelu obsługi widowni, która w imieniu Artystek bardzo prosiła nawet nie o wyciszenie a o tryb samolotowy. Bo spektakl trudny. Subtelny. Owej hunwejbince telefon dzwonił trzy razy. Za trzecim Aleksandra Bożek musiała przerwać. Nie była w stanie skupić się na swojej roli. Patrzyłem z obrzydzeniem na wstrętną osobę z pierwszego rzędu. Zniszczyła kawał sztuki. I nie poniosła żadnych konsekwencji. Prywatnie uważam, że powinno się ją co najmniej usunąć z widowni. Z wilczym biletem, jak zakaz stadionowy.
Moim zdaniem najwyższy czas, aby teatry wyposażyły osoby obsługujące widownię w prawo usuwania widzów, którzy nie wyłączają telefonu i zakłócają spektakle. W przypadku wieloaktowych w przerwach. Na jednoaktówkach na bieżąco. Bo to są zwyczajni barbarzyńcy. Niezależnie od zaawansowanego wieku, roztargnienia, braku manier, czy głupoty. Wstyd mi było za tę babę. Widziałem, ile dodatkowego wysiłku musiały w spektakl włożyć Aktorki, aby utrzymać go w ryzach.
Występują: Aleksandra Bożek i Monika Szufladowicz
Komentarze
Prześlij komentarz