"Warszawa Płonie" na stojąco
To jest genialny sezon dla Collegium Nobilium. Bo co spektakl, to w punkt. Oczywiście są słabsze, są lepsze. Wybitne i niezapomniane. Różne. „Warszawa Płonie” jest w gronie tych, których zapomnieć się nie da. Muzodram. Ale niebywały.
Kacper Jan Lechowicz. Aktor, którego zapomnieć się nie da. Jeśli już teraz tworzy taką kreację, to ja się cieszę na kolejne Jego role. Zawładnął sceną. Opanował publiczność. Zasłuchani i zapatrzeni z Nim poznajemy Melinę, bohaterkę Warszawy. Jej radości, smutki. Codzienność i niecodzienność. Poznajemy i wchodząc w jej świat już po chwili czujemy nie nić. Czujemy mocną więź z postacią. Więź sympatii. Tak to jest właśnie wspaniale zagrane.
A zatem: Melina jest drag queen i gejem. Swoje „ja” odkryła w wieku nastoletnim. Coming out niespodziewany i zamoczony wydziedziczeniem. Potem perypetie życiowe i losowe. Ale udało się. Odnajduje swoje miejsce. Tylko czym jest to „miejsce” i jaka jest jego cena? W „Warszawa Płonie” jest mnóstwo momentów, w których jedziemy emocjonalnym rollercoasterem. Od śmiechu, bo Melina to uroczo zabawna postać, do łez w kącikach oczu, gdy Kacper Jan Lechowicz prowadzi nad przez życie swojej bohaterki.
Songi trudne i kolejny ukłon w stronę Aktora, że nie porywa się na Mont Blanc w sandałach. Mierzy siły na zamiary. Tam, gdzie trzeba ścisza głos, gdzie trzeba sięga po melorecytację. A finałowe „Jeszcze się tam żagiel bieli” nie jest wykonaniem, obok którego się ot tak po prostu przechodzi.
Owacje ja stojąco są różne. Czasem wymuszone przez grono witalnych akolitów, podrywające się tuż po opadnięciu kurtyny, często leniwe - na zasadzie „no dobra, wstanę”. Standing Ovation po „Warszawa Polonię” jest inna. Po prostu nie można, będąc człowiekiem uczciwym, siedzieć gdy okładkami honoruje się tak świetny spektakl. Mnie po prostu jakaś siła wystrzeliła z krzesełka w Dali im. Jana Kreczmara. I klaskałem aż rozbolały mnie dłonie. Bo bezapelacyjnie ta owacja być musiała. Sprawiedliwie. Ta owacja to nie tylko uhonorowanie Aktora. Tu pracował Zespół. „Warszawa Płonie” jest dziełem znakomitych Artystów. I Tym, którzy na scenie się podczas niej nie pojawiają też klaszczę z całych sił. Oby to nie było pożegnalnie z tym
tytułem. Sceny kameralne warszawskich teatrów zapewne cieszyłyby się, mogąc uginać się pod obcasami Meliny.
Gdybym miał już teraz, u progu mają, podsumowywać upływający sezon teatralny, to mógłbym śmiało powiedzieć: Warszawa zapłonęła i ma jednego zwycięzcę. Właśnie Collegium Nobilium. Jak już napisałem na początku maja swój czas. I znakomicie go wykorzystują. Tylko się cieszyć i kibicować, aby ten sezon trwał w nieskończoność.
Komentarze
Prześlij komentarz