Pogo fantastyczne

„Pogo” to gorączka, kurz, młyn rąk i nóg, odbijanie się od ludzi jak piłka. Pogo to życie na krawędzi. Mocne doznanie. Taniec dziki i bez żadnych reguł gry. A jakie „Pogo” proponuje warszawski Teatr Polonia?
Kinga Dębska wzięła na warsztat znakomitą książkę reporterską Jakuba Sieczko. Żałuję, że dopiero teraz to zobaczyłem. Dobre pół roku po premierze. Monodram, choć dyskutowałbym, bo przecież na scenie jest też Radosław Luka i to jest obecność znacząca dla spektaklu. Ale główny ciężar spada na Marcina Hycnara. I on ten ciężar niesie tak, że publiczność wraz z nim przemierza karetką pogotowia okolice Kinowej, czy Międzynarodowej. Jest po prostu znakomity.
To bardzo trudna sztuka. Jest o lekarskiej znieczulicy, tym pancerzu z jakim mierzymy się w sytuacjach nagłych, gdy przez okno wpada migotliwe niebieskie światło, a do drzwi stukają ludzie w jaskrawych kombinezonach. Lekarze pogotowia. Ich codzienność w wielkim mieście jest koszmarnym snem tych, którym Los dał sprawne żyły i nerki. Czym jest spowodowana ich rubaszność, często dezynwoltura w obliczu ludzkiego nieszczęścia. W milczeniu dowiadujemy się o dobroczynnej sile pancerza pozornego pozostawienia uczuć w domu. O samotności, okrucieństwie starości. „Pogo” jest jak rana, z której aktor powoli odwija zakrwawiony bandaż. Najpierw idzie gładko. Zewnętrzne jego warstwy nie przyrosły krwią do rany. Pacjent nie czuję bólu. Potem zaczyna kłuć, pojawiają się pierwsze objawy dyskomfortu. Gdy poznajemy tragedię samotnej starości boli już dojmująco. Ale to nie koniec. Są jeszcze dzieci. Umierające na ulicach, w domach. Żyjące z nieuleczalnym piętnem śmierci. „Pogo” szarpie wtedy potwornym paroksyzmem bólu. Rana rwie wręcz. To jest ten moment, gdy po twarzy Marcina Hycnara płyną łzy. Nie tylko po jego. Na widowni skupiona cisza. Co jakiś czas łamana ukradkowym wytarciem nosa. Publiczność patrzy prosto w swoją ranę. Patrzy w ranę każdego rodzica, który od dnia narodzin swojego dziecka ma w sobie głęboko chowany strach. Przed tym właśnie, co na scenie.
Oglądamy dojmujący, absolutnie fantastyczny spektakl. Trudny i ciężki. Ale to jest wspaniała rola teatru. Stworzenie pigułki życia takim, jakie jest. Wielostronne. Zabawne, ohydne, spokojne, radosne. I także tragiczne. Kto „Pogo” nie widział, serdecznie polecam. Pogo jest jak dziki taniec naszych czasów.



Komentarze

Popularne posty