Czy upadek to wypadek?
„Anatomia upadku” Justine Triet to film na pewno nie dla miłośników popisowych gonitw, kosmitów w brzuchach celebrytek, czy zabijania i uciekania. Dawno nie widziałem tak dobrego, spokojnie płynącego. Uważnie napisanego i nakręconego - thrillera sądowego. Każda sekwencja jest tu potrzebna. Zdanie, gest, spojrzenie - budują kolejne sceny i relacje. Genialna rola Sandry Hűller, której Sandra Voyter - anglojęzyczna Niemka, uwięziona w zależnościach małżeńskich i życiowych na górskim zadupiu we Francji jest jak taran. Silna, znakomicie zagrana i zrozumiana rola. Kobieta, autorka poczytnych powieści, która po rodzinnej traumie z mężem i prawie niewidomym synkiem ląduje w pięknej, acz nieziemsko odludnej scenerii Alp. On stara się „być”. Ona stara się „nie być” nadmiernie. W efekcie następuje katastrofa.
Nieszczęśliwy wypadek? Morderstwo? Samobójstwo? W zasadzie jasnego rozstrzygnięcia nie ma. Jest znakomicie pokazana rozprawa. Sąd w wydaniu kontradyktoryjnym, czyli taki jaki w thrillerach kochamy najbardziej. Jest pojedynek prokuratora z obrońcą. Jest w tle instancja ostateczna, czyli sędzia a w tej roli świetna Anne Rotger. Jest i dziecko, które okazuje się w finale najbardziej dojrzałym ze wszystkich dorosłych. Koniec - taki jak w życiu. Zaburzone nagłym zdarzeniem fale uspokajają się. Układ współrzędnych na nowo porządkuje rzeczywistość. Nie ma fajerwerku. Jest życie.
To nie jest film łatwo przyswajany. Kto patrzy powierzchownie, zgubi się w szybko ferowanych wyrokach i zapewne zirytuje jego dokładnością i wszechstronnością. Ale taki jest proces sądowy. Przynajmniej - być takim powinien. Pod uwagę brane są różne aspekty i - jak w pewnym momencie konstatuje mecenas Renzi, w tej roli znakomicie powściągliwy Swann Arlaud - fakty mieszają się z fikcją. Warto to zobaczyć. Zanurzyć się w ten świat pytań, hipotez i powoli odwijanej taśmy z zapisem życia Sandry Voyter. Życia, które okazało się znacznie bardziej zasupłane, niż można było przypuszczać.
Komentarze
Prześlij komentarz