Odjechana „Magiczna rana”

Takiej premiery, moim zdaniem, warszawski Teatr Studio nie miał od kilku lat. Wreszcie zeszły się w jedność wszystkie nitki, których splot stanowi o pełnym sukcesie teatralnym. „Magiczna rana” na podstawie tekstu Doroty Masłowskiej, w reżyserii Radosława Maciąga to warszawski przebój co najmniej tego sezonu. Brawurowo zagrane w pięknej scenografii, otoczone momentami wbijającymi w fotel projekcjami, świetne choreograficznie i muzycznie widowisko. 


Ale jak może być inaczej, skoro to proza Masłowskiej. Mistrzyni, która miesza strumień świadomości ze szkatułkami, okrasza jedynym w swoim rodzaju językiem i kładzie na stół. Wystarczy wziąć, przeczytać. Zastanowić się i zagrać. Proste, prawda? Otóż właśnie - nie. Odczytanie wszystkich zaszytych w postaciach literackich Masłowskiej sprzeczności, cech, przywar i emocji wcale nie jest oczywiste. Jednak moim zdaniem „Magiczna rana” pasuje do jej Twórców ze sceny Teatru Studio jakby była skrojona na ich miarę. Każda z postaci zagrana na Dużej Scenie Studio jest jak z Masłowskiej wyjęta. Bo ta pisarka ma moim zdaniem pewną cechę wyróżniającą. W jej twórczości nie ma bohatera bez charakteru, tylko naszkicowanego. Niezależnie, czy jest to postać pierwszo, czy drugoplanowa. Pisarka konstruuje je wyjątkowo starannie na potrzeby swojej prozy. 


Zaczyna się „Magiczna rana” w warszawskim mieszkaniu, w którym Damianek (Rob Wasiewicz) toczy dziecięcą, codzienną rozmowę z matką (Sonia Roszczuk). Do duetu dołącza Facet Mamy (Daniel Dobosz). I zaczyna się emocjonalna przepychanka w trójkącie dziecko nie pałające sympatią do faceta mamy, mama chcąca mieć coś z życia i facet mamy definitywnie mający swój plan na wieczór. A potem Damianek wskakuje do klozetu, spuszcza wodę i rusza Wisłą do morza. Kogo można spotkać nad morzem? Oczywiście związanego sznurkiem i podstępnie wrzuconego falom na pożarcie Wujka (Marcin Pempuś). Ten wyjechawszy do Anglii wdał się w nie najlepsze towarzyskie konszachty z Albańczykami, którzy w ramach rozwiązania kłopotu podarowali Wujka morzu. Dalej nie będę pisać. Przecież tu każda scena jest absurdalnie naładowana przeróżnymi emocjami. Barwna. Wyrazista. Śmiejemy się, poważniejemy. Zamyślamy. Masłowska ma ogromny talent do pokazywania ludzi niespecjalnie angażujących intelektualnie w ich codziennych sytuacjach. Na dodatek każe im wysławiać się piękną literacką polszczyzną, na zmianę z wulgaryzmami. Uwielbiam jej gry słowne. Dynamikę. A reżyserujący spektakl Radosław Maciąg znakomicie je do potrzeb swojego teatru zaadaptował. 


Nie sposób zapomnieć projekcji video. Przeróżnie z nimi w teatrach bywa. Czasem stają się zapchajdziurami, plastrami na reżyserskie braki inwencji. Kiedy indziej komponują się z fabułą, dostarczając wrażeń jako elementy wzmacniające scenografię. Tu powstało coś czego nie spotkałem w teatrze, a siedzę w nim doprawdy często. Są to przepiękne, monumentalne animacje. Wysmakowane, dopracowane i zaskakujące rozmachem. Nie chcę zdradzać nadmiaru, aby Państwo sami mieli przyjemność z ich podziwiania ale finał pierwszego aktu zachwycił mnie tak, że chociaż najczęściej spędzam przerwy na siedząco - musiałem odbyć solidny spacer po foyer. Finałowa scena całego spektaklu? Moim zdaniem jest najbardzej widowiskowym zakończeniem przedstawienia, jakie w tym sezonie oglądałem. A przecież były i „Termopile polskie” Jana Klaty i „Rękopis znaleziony w Saragossie. Dziedzictwo Gomelezów” Grzegorza Jarzyny. Obu nie można odebrać artystycznej jakości. Ale „Magiczna rana” moim zdaniem jest - jak powiedziałaby Nieśmiała Dżokejka -  o dwie długości przed nimi. 


Drugi  akt „Magicznej rany” to kapitalne sekwencje scen. Romantyczna kobieta (Ewelina Żak)  i jej kochanek (Michał Surówka) w hotelu Encoore, który w końcu zapada się pod ciosami buldożerów - stanowi, można powiedzieć wprowadzenie. Bo to, co działo się w sekwencji o Domu Chleba… Mistrzostwo świata. Nie zapominając o wielkiej imprezie celebrytów w nowym apartamencie Karoliny i jej męża reżysera. Wprawdzie reklam, ale zawsze. To się ogląda, pochłania, pożera zupełnie nie wiadomo kiedy i jak. 


Dopracowane do ostatniego szyderstwa. Finezyjnie z polotem zagrane. Tak można określić „Magiczną ranę”. Ironiczne spojrzenie na klasy społeczne współczesnej Polski. Ich pustkę intelektualną, skrywane żądze i potrzeby. Gdy się temu wszystkiemu spokojnie, z pewnego dystansu przyjrzymy, można postawić tezę: W gruncie rzeczy wszyscy, niezależnie od społecznej pozycji, jesteśmy podobnie ogłupieni. I to jest ten cień poważnej refleksji, z którym schodzi się po schodach Pałacu Kultury, dążąc do szatni Teatru Studio. Cień, który im dłuższy czas dzieli widzów od zgaszenia świateł po „Magicznej ranie” - tym staje się coraz gęstszy. 


A ja się cieszę z jeszcze jednego powodu. Z jakości. Teatr Studio w tym sezonie idzie jak burza. Oby tak dalej! 


AUTORKA TEKSTU

Dorota Masłowska

REŻYSERIA

Radosław Maciąg

ADAPTACJA

Radosław Maciąg, Konrad Hetel

KONSULTACJA DRAMATURGICZNA

Konrad Hetel

MUZYKA

Przemysław Kunda

SCENOGRAFIA

Łukasz Misztal

KOSTIUMY 

Patrycja Fitzet

ŚWIATŁO I LIVE VIDEO

Robert Mleczko

MULTIMEDIA

Natan Berkowicz


CHOREOGRAFIA

Karolina Rentflejsz-Maciąg

KIEROWNICZKA PRODUKCJI

Ewa Grzebyk

INSPICJENTKA

Zuzanna Prusińska

ASYSTENTKA PRODUKCJI 

Łucja Żurek


OBSADA

Jakub Łopatka (gościnnie)

Michał Surówka (gościnnie)

Dominika Biernat

Daniel Dobosz

Wiktoria Kruszczyńska

Tomasz Nosiński

Maja Pankiewicz 

Marcin Pempuś

Sonia Roszczuk

Rob Wasiewicz 

Ewelina Żak 





Komentarze

Popularne posty