Czekoladki Mrożka
Ten spektakl jest jak pudełko czekoladek. Dla miłośników humoru i stylu Sławomira Mrożka wizyta w warszawskim Teatrze Polskim na „Czekoladkach dla Prezesa”, spektaklu w reżyserii Ewy Domańskiej i Ewy Makomaskiej, będzie na pewno wydarzeniem. Będzie nim też dla widzów, którzy lubią konglomerat czeskiego i montypythonowskiego rodzaju żartowania.
A dla tych, którzy z Mrożkiem albo do czynienia nie mieli, albo są na bakier - także. To, moim zdaniem, dzięki adaptacji tekstu, czy tekstów, bo przecież oryginalnie „Czekoladki…” to zbiór około pięćdziesięciu humoresek. W ramy spektaklu ułożył je Janusz Majcherek. Poznajemy historię i dziwne przypadki pracowników spółdzielni „Jasna Przyszłość”, na której czele stoi mityczny - niemal boski - niewidzialny dla nas, widzów, Prezes. Rządzi i dzieli z czeluści swojego gabinetu, a polecenia przekazuje najczęściej telefonicznie. Jakie? Mniej, lub bardziej absurdalne i mniej lub bardziej absurdalnie odczytywane przez zespół pracowników. Radca zasiedziały (Adam Biedrzycki) dostaje polecenie wykonania tańca szkieletów, który kiedyś bardzo przypadł go gustu żonie Prezesa. Aby sprostać zadaniu - chudnie. Kiedy wreszcie, wycieńczony, dociera ostatkiem sił do prezesowego gabinetu, dowiaduje się że koncepcja została zmieniona. Teraz szanowna małżonka oczekuje tańca brzucha, a Radca, z racji wychudzenia do tego nie pasuje. Panna Kazia, sekretarka Prezesa (Ewa Makomaska), dostaje od pryncypała delikatną misję. Ma na kilka dni wyjechać do Warszawy i wysyłać stamtąd pocztówki sygnowane nazwiskami znanych, wykształconych i wysoko postawionych ludzi. Mają posłużyć Prezesowi jako dowody na to, że sam jest starannie wykształcony. Niestety w zamieszaniu, w którym pewną rolę odgrywa Izba Wytrzeźwień, panna Kazia gubi przygotowane przez Prezesa teksty listów. Postanawia pisać je sama, a żeby na pewno wykorzystać w intrydze wyjątkowo sławnych ludzi - sięga do leksykonu. I w ten sposób znajomości z Prezesem winszują sobie, w podrobionych pocztówkach, Albert Einstein i Mikołaj Kopernik. Nie będę opisywać więcej zdarzeń, bo zepsułbym Państwu przyjemność samodzielnego smakowania mrożkowych „czekoladek” na Scenie Kameralnej warszawskiego Teatru Polskiego. Są smakowite. Inteligentny, szyderczy wobec biurokratycznych zależności żart niesie się ze sceny.
Skoro jesteśmy przy scenie - mała jej przestrzeń została znakomicie zagospodarowana scenografią autorstwa Tomasza Brzezińskiego. On także zaprojektował do spektaklu kostiumy i grę świateł. Dzięki pracy Brzezińskiego otrzymujemy spójny obraz biura, które mnie przeniosło do podobnych miejsc, pokazywanych w polskich filmach komediowych lat trzydziestych ubiegłego stulecia. To bardzo dobra koncepcja. Pasują do niej humoreski Mrożka jak ulał. Chociaż, kiedy pisze te słowa, zafrapowała mnie inna wizja „Czekoladek…”, osadzonych w realiach dzisiejszego korbo. Ale - to dywagacja na marginesie. Spektakl z Teatru Polskiego cofa nas sentymentalnie w czasie do lat, w których wszystko wydawało się łagodniejsze, niosące mniej brutalne konsekwencje. Do okresu, gdy po prostu żyło się wolniej.
Aktorzy grają swoje role w podobnej konwencji. Nieco patetyczni, sztuczni w zachowaniach czy wypowiadanych frazach. Rzekłbym - przerysowani. Czy to dobrze? Moim zdaniem Zespołowi udało się oddać klimat i charakter tego „co autor miał na myśli”. Dlatego „Czekoladki dla Prezesa” z przyjemnością obejrzą licealiści, szykujący się do matury z polskiego, nad wizją której Mrożek często krąży. Spektakl daje w skondensowanej formie możliwość poznania stylu, jakim Mrożek operował. Jego specyficznego spojrzenia na świat i charakterystycznego podejścia do wszechobecnych absurdów. Będzie to przemiłe spotkanie z teatrem dla tych, którzy pamiętają biurowe legendy państwowych przedsiębiorstw, central i spółdzielni. Wrócą do czasów bezsensownych dokumentów, których jedynymi wartościami były skomplikowane nagłówki. Znowu poczują jak to jest znaleźć się, niczym pismo okólne, w biurowym obiegu. Czy trafią „Czekoladki…” do pokolenia, które zjada albo już zdążyło zjeść zęby we współczesnych korporacjach? Myślę, że tak. Przecież absolutystyczne rządy prezesów, absurdalne pomysły wiernych poddanych i nagłe zmiany frontu o sto osiemdziesiąt stopni nie zginęły wraz ze zmianą kursu na kapitalizm. Trwają, może minimalnie inne. Ale bareizmy i mrożkizmy świata biurowego są wiecznie żywe.
I bardzo dobrze. Dzięki temu możemy śmiać się do woli z samych siebie, z naszych protoplastów. Śmiać. A może także wyciągnąć wnioski? Kto chce się przekonać - temu na pewno po drodze będzie z Teatrem Polskim i wystawianą tam już od prawie trzech lat, niespełna półtoragodzinną humoreską „Czekoladki dla Prezesa”.
Twórcy
Autor: Sławomir Mrożek
Reżyseria: Ewa Domańska, Ewa Makomaska
Adaptacja: Janusz Majcherek
Dekoracje, kostiumy, światło: Tomasz Brzeziński
Projekcje: Anna Flaka
Muzyka: Piotr Łabonarski
Inspicjent: Philippe Chauvin
Sufler: Małgorzata Ziemak
Producentka wykonawcza: Magda Raczyńska
Obsada:
Pani Jadzia, personalna:
Ewa Domańska
Pani Kasia, sekretarka Prezesa:
Ewa Makomaska
Radca zasiedziały:
Adam Biedrzycki
Magazynier marzyciel:
Wojciech Czerwiński
Referent z ambicjami
Tomasz Błasiak
Komentarze
Prześlij komentarz