Folwark był i jest, a co będzie?

„Chłopki. Opowieść o nas i o naszych babkach” legnickiego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej, w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego, powinny mieć przyczepione ostrzeżenie: Nie jesteśmy TYMI „Chłopkami”, Joanny Kuciel- Frydryszak- I byłoby dobrze. Widowisko, pokazane w ramach 45 Warszawskich Spotkań Teatralnych, mam wrażenie psują oczekiwania widzów którzy spodziewają się zupełnie innej historii. A spektakl legnicki to komedia - tak go odebrałem. W najlepszym razie, w drugim akcie, podszyta spłachetkiem głębszej refleksji. Pierwszy, dziejący się w korporacji Dżemwar, można uznać za satyrę na korpostosunki, które jako żywo przypominają kulturę folwarczną. Po scenie suną kadrowe, księgowe „pijarówka” i córka pani prezes, jako jednoosobowy dział reklamy w rozpaczliwym poszukiwaniu Xanaxu. Sama prezes jest dokładnie taka, jak Lud wyobraża sobie prezeski na podstawie choćby Diabła co się ubiera u Prady. Ludzkie zależności, strefy wpływów i interesów. Wszechwładność liderki. Mamy prościutką, momentami jednak możliwą do roześmiania się, fabułkę. Nużącą, bo długą. Ale imputować jej jakiekolwiek aspiracje intelektualne, czy relacje z książkowymi „Chłopkami” byłoby moim zdaniem nadmiernym ukłonem w stronę spektaklu. Albo też robieniem mu krzywdy i psuciem zabawy. Bo jako komedię można go wytrzymać. 


Akt drugi przenosi nas w sferę bardziej osobistą bohaterek. Zaczyna się scenką rodzajową, rodem z dworskich teatrzyków, zagraną ku uciesze panujących. Pojawiają się dwie nowe bohaterki. Matka pani prezes, staruszka o ponurym spojrzeniu i podejrzanie zaciągająca Andżelika, którą poznajemy w czasie - równie schematycznie pokazanej, jak korporacja z pierwszego aktu - rozmowy o pracę. Tu jedno novum, w stosunku do ogólnie panującej narracji w Polsce po 2022 roku - ukraińskie pochodzenie nie jest kluczem, ale raczej zatrzaskiem drzwi do kariery. Dziewczyna za wszelką cenę stara się więc przekonać otoczenie o swoich przemyskich korzeniach. Jednak gdy babcia Helenka gubi swój ponury anturaż i przeprowadza szybkie acz wnikliwe dochodzenie, z polskiej Andżeliki robi się ukraińska Luba. Na dodatek z miasteczka, położonego opodal dawnej wołyńskiej wioski babki Heleny. Koincydencja, uproszczenie i naiwność iście komediowe, prawda? Ale to jest teatr bez nadmiernych, jak pisałem, aspiracji. Luba, sprowokowana przez babcię Helenkę, wygłasza płomienny monolog na temat roli Stepana Bandery na współczesnej Ukrainie. Babka postanawia przejechać się na Wołyń i mogłoby się to kończyć. Ale są jeszcze dwa wątki. Jeden - traum rodzicielsko dziecięcych, marny bo mam wrażenie brakło na niego czasu, drugi znacznie bardziej interesujący. Zatrzymajmy się przy nim na moment. 


Nagle gaśnie światło. Głosy sktorów odbijają się echem tak, jakby mówili w pustym podziemnym garażu. Wspierają się wzajemnie małymi, dającymi jedynie punktowe światło latarkami. Doszło do tragedii. Nasz świat się skończył. Wojna. Następuje deklasacja wszystkiego i wszystkich. Zrównanie kast korporacyjnych, sprowadzenie ludzi do szukania zaspokojenia podstawowych potrzeb piramidy Masłowa. I okazuje się, że u tej podstawy wszyscy zostają skazani na wspólnotę. Zamieszkują wykopana przez panią prezes leśną ziemiankę, słuchają na dobranoc bajkowej opowieści Luby o różnych dźwiękach, jakie wydają drony i bomby, po czym zasypiają. Koniec. Nadal jest to bardzo proste, nie zmuszające do nadmiernego wysiłku intelektualnego. Ale wizja świata po ewentualnym ataku Rosji ma w sobie pewną moc. Przestrasza tym, że koło historii nieubłaganie się obraca. I znowu ma szansę uraczyć nas swoją pokiereszowaną stroną. Wojna jawi się w spektaklu jako ostateczne wyzwolenie z kajdanów świata zależności, zysku i korporacji. Istotnie, zapewne nim będzie. tylko co da w zamian? 


Czy to wszystko wystarczy do stworzenia znaczącego spektaklu? Mam wątpliwości, szczerze mówiąc. Na pewno nie jest to głębokie studium psychologiczne postaci post-chłopskiego pokolenia, które rozepchawszy się w mieście zaczyna z całą wrodzoną bezwzględnością człapać po szczeblach kariery. Nie jest to także jakakolwiek opowieść z głębszą refleksją nad losem kobiet w zmieniającym się świecie, który wciąż stawia przed nimi nadmierne wymagania. Zbyt tu wszystko jest uproszczone, przewidywalne, powierzchowne. Mam wrażenie że gdybym legnickiego spektaklu nie obejrzał, nie czułbym się z tego powodu uboższy. Ale - w kilku miejscach rzeczywiście się zaśmiałem. A to już coś, wziąwszy pod uwagę moje specyficzne poczucie humoru…


autor: Hubert Sulima
reżyseria: Jędrzej Piaskowski
dramaturgia i tekst: Hubert Sulima
koncepcja: Jędrzej Piaskowski i Hubert Sulima
scenografia: Anna Maria Karczmarska i Mikołaj Małek
reżyseria światła: Klaudyna Schubert
kostiumy: Rafał Domagała
muzyka: Jacek Sotomski
asystent scenografów: Kacper Łyszczarz
inspicjent i sufler: Jolanta Naczyńska


obsada: 

Anita Poddębniak, Małgorzata Urbańska, Jakub Stefaniak, Daria Bogdan, Paweł Palcat, Arkadiusz Jaskot, Zuza Motorniuk, Magda Biegańska, Anna Sienicka, Łukasz Kucharzewski, Aleksandra Listwan/Zofia Bąk, Arkadiusz Jaskot





Komentarze

Popularne posty