Dzień ósmy - Historia z happy endem
Cofnijmy się jeszcze raz do siódmego dnia eliminacji Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina. Dochodzi godzina 17.45. Yuhang Wang, dwudziestosześcioletni pianista z Chin, właśnie skończył grać Etiudę a-moll op. 10 nr 2. Wcześniej zaprezentował kolejno Nokturn Des-dur op. 27 nr 2 i Etiudę C-dur op. 10 nr 1. Idzie mu świetnie. Na chwilę zastyga w bezruchu, skupiając się na kolejnym utworze. Ma to być Mazurek H-dur op. 56 nr 1. Układa ręce na klawiszach i… To nie brzmi dobrze. To w ogóle nie brzmi jak mazurek. Yuhang Wang stara się opanować sytuację. Trwa to około minuty. Przerywa występ, kłania się i schodzi ze sceny.
Tyle widzieliśmy. A teraz to, co działo się dalej, a opowiedziano nieoficjalnie: Za drzwiami prowadzącymi na backstage okazuje się, że pianista ma skurcze palców u obu dłoni. Nie może ich wyprostować. Na miejscu jest oczywiście lekarz. Zaczyna masaż dłoni Wanga. Skurcze po pewnym czasie ustępują. Okazuje się, że to wynik stresu i gwałtownego spadku poziomu cukru w organizmie. Rzecz losowa, nie do przewidzenia. Ludzka tragedia, bo zgodnie z regulaminem Konkursu, Chińczyk nie będzie mógł - z racji ukończonych trzydziestu lat - wystartować w kolejnym, dwudziestym. Naradza się w tej sprawie Jury. Decyzja jest salomonowa i piękna zarazem. Sędziowie stają na wysokości zadania, a na dodatek organizatorom dopisuje szczęście. Poranna sesja czwartkowa ma jedno wolne miejsce. O 13.30. Sędziowie pozwalają Yuhangowi Wangowi zagrać jeszcze raz. Cały swój program. Warunek jest jeden: Jeśli dolegliwość pojawi się raz jeszcze - trzeciej szansy już nie będzie. I tak historia, która wyglądała na dramat, znalazła szczęśliwe zakończenie. Będę tam oczywiście o 13.30. I będę trzymać „fingers crossed” za Yunahga Wanga. Od pierwszego do ostatniego taktu Jego występu. Proponuję, aby i Państwo Mu pomogli.
Czas na ósmy dzień zmagań. Moim zdaniem - podkreślam, moim - był to najlepszy ze wszystkich dni. Stał na najwyższym poziomie. Śledziłem z pewnymi przerwami obie jego sesje i z porannej bardzo podobała mi się pierwsza z występujących pianistek, Maiqi Wu. Niby nokturn (Nokturn H-dur op. 62 nr 1) zagrany na wysokim poziomie, ale bez specjalnych ochów i achów, ale zaraz po nim przeciekawy mazurek (Mazurek h-moll op. 33 nr 4). Miałem wrażenie, że Artystka chciała przekonać wszystkich - i udawało się to jej znakomicie - że to utwór nie tyle z elementami tanecznymi, ile głęboko refleksyjne rozważanie nad egzystencją człowieka. Brzmiało to świetnie, czekałem, jak Maiqi Wu wybrnie z końcowej partii mazurka, w której trudno przymknąć oczy na barwne, taneczne rytmy. Wyszła z ujmującym wdziękiem. Zagrała tak, jakby chciała powiedzieć: „No to co z tego, ja i tak mam swoje zdanie.”. Mnie - przekonała. Oby także Jury… A potem była świetnie zagrana etiuda (Etiuda cis-moll op. 10 nr 4) przy której też myślami pobiegłem do kruchego ludzkiego losu w wiecznym pośpiechu współczesności i kolejne, już bardziej stonowane utwory - Etiuda e-moll op. 25 nr 5 i Scherzo E-dur op. 54. To scherzo zresztą też zagrała ciekawie i z charakterem. Wolno, pieczołowicie i potem z kolei w finale z pewnym zdziwieniem, że nagle robi się tak głośno i szybko. Było w tym, co warto podkreślić, mnóstwo wdzięku.
Jak już napisałem - poziom tego dnia był zarazem bardzo wysoki i bardzo wyrównany. Poranna sesja przyniosła jeszcze jedno z najpiękniejszych wykonań Mazurka cis-moll op. 50 nr 3, jakie miałem okazję usłyszeć - to też oczywiście wyłącznie moje zdanie - a zagrał go Zihao Wu. Przed przerwą był jeszcze bardzo dobry Lingfei (Stephan) Xie, który zszedł ze sceny zupełnie wykończony fizycznie, ale wysiłek mu się w moim przekonaniu opłacił, bo zagrał bardzo dobry program, a kończące go scherzo (Scherzo cis-moll op. 39) po mistrzowsku.
Dla nas, wciąż czekających na polskie objawienie, zapewne najważniejsze miało nastąpić na początku sesji popołudniowej. Zaczynał ją przecież Viet Trung Nguyen, reprezentujący Polskę i Wietnam. Pamiętam go sprzed czterech lat, bo mocno Mu kibicowałem w XVIII Konkursie. Bardzo spodobał mi się w I Etapie, cieszyłem się, że mogłem Go posłuchać w kolejnym. Niestety, do trzeciego już nie przeszedł. Wraca jako niespełna dwudziestosześcioletni pianista, wychowanek prof. Katarzyny Popowej - Zydroń z bydgoskiej Akademii, a zarazem doktorant - te studia jeszcze trwają - Kevina Kennera w Frost School of Music w Miami. Bardzo się zmienił. Dojrzał. To już zupełnie inny pianista, inaczej grający. Wtedy podziwiałem jego lekkość, świeżość i zapał. Teraz zadziwił znakomitą techniką i opanowaniem. Chyba najlepszym określeniem jego interpretacji byłoby słowo: eleganckie. Tak. Zagrał swój program w sposób bardzo wysmakowany. Cieszący ucho. Wybrał instrument Yamahy. Rzadziej stawiają na niego panowie, częściej grają na Yamasze panie. A Viet Trung Nguyen zagrał na nim zupełnie po swojemu. Przepięknie i barwnie. Wykorzystał te ciepłe brzmienia i pewną delikatność Yamahy. Jednocześnie nie zrezygnował z mocnych brzmień w scherzu (Scherzo h-moll op. 20). Udało się to wszystko bardzo dobrze i z przyjemnością powitałem jego „nowe” oblicze w porównaniu z tym sprzed lat czterech.
Ósmy dzień trwał i przynosił kolejne odkrycia. Tak, jak już pisałem: uważam, że takiego równego, znakomitego poziomu przez cały dzień - a już na pewno przez sesję popołudniową - do tej pory w eliminacjach nie było. Przepiękne interpretacje zaproponowała Jiwon Yang z Korei Południowej. Cóż za precyzja jeśli chodzi o pracę rąk. Gdy grała scherzo (Scherzo cis-moll op. 39) na moment, w tym bardzo dynamicznie i wyraziście zagranym utworze, zacząłem dostrzegać wątki które mogłyby wpaść w ucho jazzmanom. Takie to było jazzujące, wieczorne i piękne scherzo.
Potem poprzeczka poszła jeszcze wyżej. Yuanfan Yang to jeden z tych pianistów, których zapisałem w notatniku i gdy tylko będzie gdziekolwiek można go posłuchać - będę słuchać. W zasadzie nie ma sensu rozpisywać się o kolejnych utworach jego programu. Wystarczy napisać o całości - ależ to była przyjemność! I jeszcze Jialin Yao, po prostu magik przy instrumencie. Po nim bardzo dobry, wysokiej klasy występ Adrii Ye. To był dzień, który mógłby obdarować swoimi dźwiękami co najmniej cały tydzień. I to nie eliminacji, ale Konkursu…
Dziewiąta odsłona tychże czeka na swoje odkrycia. I na ostateczny happy end przygody chińskiego pianisty, która zaczęła się niefortunnie dnia szóstego i właśnie zmierza do zakończenia. Te eliminacje dostarczają emocji. Są jak pełen szybkich zwrotów akcji klasowy serial. I są również znakomitą propozycją dla tych którzy wolne, majowe dni spędzają w Warszawie. Sala Kameralna Filharmonii Narodowej zaprasza w swoje gościnne progi.
Komentarze
Prześlij komentarz