Henna - rytuał z rozpaczy
Noc Henny znana jest w kulturach tureckiej i indyjskiej. To ostania noc przed zaślubinami. Ciało panny młodej jest wtedy ozdabiane hennowymi rysunkami na szczęście. A zdobienia wykonywać może tylko kobieta, która jest szczęśliwa. Jak ten rytuał ma się do „Nocy henny” ze sceny Teatru Druga Strefa? Postanowiłem sprawdzić.
Teatr z Magazynowej przyzwyczaił mnie do pewnego specyficznego, równego poziomu. Można powiedzieć, tutejsze spektakle mają swój znak jakości. Ale większość, jeśli nie wszystkie, reżyseruje Sylwester Biraga - twórca i dyrektor Drugiej Strefy. Inaczej jest z „Nocą henny”. Reżyseruje Marta Malinowska, a na scenie dwie Aktorki - Maria Patykiewicz i Agata Puterko. Pierwsza z nich jest też autorką przekładu tekstu tragikomedii, bo tak można to widowiskowo zakwalifikować. „Noc henny” wyszła spod pióra Amy Rosenthal.
Judith (Maria Patykiewicz) przeżywa ciężki czas. Siedem tygodni wcześniej jej życie się rozpadło. Ukochany Jack który tym życiem, jak sama mówi, w zasadzie był - odszedł. Związał się z Rose (Agata Puterko). I tu zaczyna się dramat. Odrzucona Judith sięga po broń ostateczną i na wspólnej sekretarce automatycznej Rose i Jacka nagrywa dramatyczną wiadomość. „Kupiłam żyletki i hennę. Zobaczę czy wybiorę śmierć czy farbowanie włosów. Aha, może to ważne: chyba jestem w ciąży”. Nietrudno się domyślić, że siła działania takich wieści dla tandemu Rose-Jack jest podobna, jak trumpowskie cła dla Chińskiej Republiki Ludowej.
Pukanie. Judith się wzdraga. Jest rozbita. Nie chce widzieć nikogo. Ale za drzwiami stoi sprawczyni jej nieszczęścia. Rozpaczliwy krzyk samotności, adresowany do Jacka, odczytała Rose. I postanowiła działać. Ratować stojącą na skraju samobójstwa kobietę? Ratować swój związek? Dowiedzieć się, czy ciąża Judith to straszak, czy straszna rzeczywistość? Po części zapewne każde pytanie może spotkać się z odpowiedzią twierdzącą.
Zaczyna się rozmowa dwóch kobiet. Byłej, ale wciąż zakochanej, i obecnej mocno kochającej. Sprawcą nieszczęścia jednej i szczęścia drugiej jest ten sam mężczyzna, który w błogiej nieświadomości nie wie co w tej chwili dzieje się między dwoma zakochanymi w nim kobietami. A dzieje się sporo. Gratuluję Paniom - Aktorkom i Reżyserce - wybrałyście znakomity tekst. „Noc henny” jest napisana błyskotliwie, dialogi są prawdziwe, skrzą się sarkazmem i humorem sytuacyjnym. A na dodatek postaci. Judith i Rose są dokładnie takie, jak mogłyby być w realnym świecie. Dwie solidnie napisane role. Różniące się temperamentami, charakterami. Doświadczeniem i sposobami na życie. A jednocześnie obie wspaniale bliskie, pięknie wrażliwe i takie, że siedząc na widowni czujemy się związani emocjonalnie z obiema bohaterkami „Nocy”. Z wielką przyjemnością dałem się ponieść tej historii. A największą sprawiło mi to, że w chwilach w których wydawało mi się że dialog staje się przewidywalny i znam ripostę - byłem zaskakiwany oryginalnymi, świetnie wykreowanymi puentami.
No i aktorsko jest to bardzo dobry spektakl. To nie są Artystki z nikąd. Mają za sobą znakomite szkoły zawodu, grały na różnych scenach. To doświadczenie pozwala im stworzyć na mikroskopijnej przecież Małej Scenie Drugiej Strefy widowisko, które trzyma w napięciu i pozwala cieszyć się wysoką, wręcz bardzo wysoką jakością tego, co Maria Patykiewicz i Agata Puterko mają do zaproponowania widzom. Ich postaci ewoluują, przenikają się w trudnym, bo pełnym żalu, współczucia i zazdrości dialogu. To jest prawdziwa przyjemność patrzyć jak Judith i Rose od nienawiści, poprzez smutek, rezygnację - dochodzą do czegoś, co jest tak prawdziwe, że wiele podobnych sytuacji stanęło mi przed oczami. Kobiety konstatują, że Los sprawił im sytuacyjnego figla. Pewne pozornie nieważne zdarzenie, jeden wieczór, wywrócił ich życia do góry nogami. Pozbawiając szczęścia Judith, obdarzył nim Rose. Można stworzyć wielki teatr na maciupeńkiej scenie. Tak to właśnie wygląda przy Magazynowej.
Jest też i rytuał henny. Judith musi zmyć z włosów nałożoną tuż przed przyjściem Rose farbę. I ten kobiecy rytuał, dla wielu pań jeden z najważniejszych poza manicure, się dokonuje. Rose, kobieta szczęśliwa, myje włosy Judith. Czy wraz ze strumieniami wody, znoszącej niepotrzebne smugi henny z głowy Judith wypłukują się złe myśli? Czy zyskuje spokój? Ukojenie swojego bólu po stracie Jacka? Zobaczcie Państwo sami w Teatrze Druga Strefa. Na mnie ta scena zrobiła duże wrażenie. Mogę wręcz napisać, że moim zdaniem „Noc henny” to jeden z najlepszych spektakli, jakie na Magazynowej widziałem. Jest ich tam kilka na podobnym poziomie. Ale ten wyróżnia coś ulotnego. Świetnie oddaje napięcie między bohaterkami. Trudno wyjść z Małej Sceny i ot tak przejść do porządku dziennego nad przesłaniem o kruchości ludzkiego szczęścia. Jego deficycie i pewnej równowadze w świecie. Gdy jednego opuszcza, zyskuje drugi. Miłość. Czy miłość jest szczęściem bezwarunkowym? Takim, u podstawy którego nie leży czyjeś nieszczęście, brak i tęsknota? To pytania, które budzą się po „Nocy henny”. Bardzo udanym spektaklu, który - jeśli go Państwo jeszcze nie wiedzieli - na pewno nie będzie czasem zmarnowanym.
Autor: Amy Rosenthal
Tłumaczenie: Maria Patykiewicz
Reżyseria: Marta Malinowska
Wykonanie: Maria Patykiewicz, Agata Puterko
Muzyka: Albert Stensen
Multimedia, zdjęcia: Ewa Radzewicz, Adam Romanowski, Damian Andrzejewski
Komentarze
Prześlij komentarz