Hamlet na miarę Englerta, Englert na miarę Hamleta
Szedłem ulicą Senatorską, leniwie kopiąc własną szczękę która odpadła mi kilkanaście minut wcześniej w Teatrze Narodowym. Był piękny, pachnący wiosną wieczór, tuż po dziesiątej. Myślałem o tym, co się tego dnia wydarzyło. A teatralne był to bardzo ważny czas…
W dniu spektaklu przeczytałem na Facebooku, u jednej z grup teatralnych, dramatyczne ogłoszenie: „Kupię bilet na Hamleta. Dowolny dzień. Płacę dużo”. Fanpage Narodowego donosił o pojawieniu się biletów-fałszywek. Na godzinę przed spektaklem, do kasy wił się kilkudziesięcioosobowy ogonek widzów, oczekujących na wejściówki. Bez wątpienia ten „Hamlet” jest wydarzeniem sezonu. Stał się nim zanim jeszcze aktorzy pojawili się na Pierwszej Generalnej. Od razu rozwieję wątpliwości i zamknę swój nie-udział w żenującej dyskusji o obsadzie spektaklu. Jan Englert powiedział, że to jego pożegnanie z teatrem. A kogo miałby na nie zaprosić, jeśli nie osoby sobie najbliższe? Dla mnie - end of topic. Mistrz tej klasy i Artysta z takimi zasługami dla polskiej kultury może odchodzić z teatru na własnych warunkach.
„Hamleta” byłem ciekaw także z innych i również poza scenicznych powodów. Trzynaście lat temu dramat Szekspira reżyserował Maciej Englert, ówczesny dyrektor Teatru Współczesnego. Do tej pory uważałem ten spektakl za wzorzec nowoczesnego „Hamleta”, a tytułowy książę duński w kreacyjnym wykonaniu Borysa Szyca również stał się moim Hamletem idealnym. Dodam na marginesie, że moim zdaniem była to największa rola Szyca w całej jego teatralnej karierze. Jak do tematu zabierze się brat Macieja? Ten ostatni zresztą pożegnał się ze swoim Teatrem Współczesnym przed rokiem, na do widzenia reżyserując bardzo dobre „Vanitas” - spektakl świetnie komponujący się z linią Współczesnego czasu Englerta. Na dodatek główną rolę gra Jego Żona, Marta Lipińska. Córka jest natomiast autorką świetnych kostiumów do "Vanitas". Czy jest w tym co złego? Ja nie widzę nic.
Ale wracajmy do Jana Englerta i Narodowego. Jakie ma teraz znaczenie cała ta burza w szklance wody? Spektakl jest, można pójść i samemu zobaczyć, czy Englert się „wyłożył”, czy odchodzi z tarczą. Z tarczą… „Hamlet” Jana Englerta to spektakl wielki. Taki, który wymaga sfilmowania i po emisji w telewizji schowania pieczołowicie do archiwum. Bo po latach jeszcze będzie się do niego wracać i podziwiać kunszt na każdym poziomie jego realizacji. Od reżyserii po perfekcyjnie zorganizowane zmiany dekoracji.
Nietypowo - zacznę właśnie od nich. Potężna scena Narodowego - Sala Bogusławskiego - zamienia się w Elsynor. A ten wygląda jak podziemne konstrukcje z Metropolis Fritza Langa. Szare, gigantyczne krużganki, połączone mostami. Szara, często tonąca w czerni przestrzeń przed nimi. Wojciech Stefaniak wykonał swoje zadanie fantastycznie. Jego Elsynor to kwintesencja gnijącego i źle się dziejącego państwa duńskiego. Ze ścian bije smutek dawnej świetności. A gdy na scenie pojawiają się aktorzy - gwardziści - i z wózków zaczynają zrzucać portrety zmarłego króla, robi się przejmująco. Ten król ma twarz Jana Englerta. Umarł Król? W spektaklu - tak. Ale w teatrze - nie. Englert to postać, której zapomnieć się nie da. Na szczęście żyje w czasach kamery i mikrofonu. Jest nieśmiertelny.
Chciałoby się napisać banalnie: Umarł król, niech żyje król! Karkołomne to, bo królem tego widowiska jest książę. Czyli postać tytułowa, grana przez Hugo Tarresa. I to jest Hamlet na miarę lat dwudziestych XXI wieku! Hamlet, który gdy wychodził do po spektaklowych oklasków, budził euforię wśród widzów - swoich rówieśników, niczym gwiazda rocka. Hamlet tego pokolenia. Tarres, przecież wciąż student Akademii Teatralnej, stworzył genialną kreację. Zaproponował Hamleta znakomitego warsztatowo pod każdym względem. Ważnego intelektualnie. To jest rola roku, moim zdaniem. Duński książę w jego wykonaniu miota się w pętli własnych intryg, balansuje na pograniczu realiów i szaleńczej woli zemsty. Jest taki, jak jego pokolenie. Pełne emocji, zradykalizowane choć zarazem podszyte chęcią czynienia dobra. Niekonkretne, niejasne w działaniach. Tarres w swoich sztruksowych spodniach i bawełnianej bluzie, trzymający w ręku gitarę, umiejętnie wydobywa ze swojego bohatera wszystko to, co stanowi o arcydziele tej postaci. Wahania, lęki, kompleks Edypa, niszczycielską siłę niedojrzałości. Prawdziwy. Tarres jest w każdym calu prawdziwy. A słuchanie go, wsłuchiwanie się w poszczególne głoski jego wypowiedzi to prawdziwa przyjemność. Zastanawiałem się nawet, czy ktoś dla żartu nie wskoczył w kostium młodego człowieka i nie gra Hamleta udając, że jest jeszcze studentem. Tak dojrzała, tak perfekcyjnie wykreowana jest to postać.
„Hamlet” Jana Englerta to gwiazdozbiór. Trudno opisać każdą z postaci. W przerwie, strzygąc uszami ,podsłuchałem rozmowę czterech pań licealistek. „Ścibakówna? To dama. Prawdziwa dama” Szeptały w zachwycie, jedna przez drugą. Rzeczywiście. Beata Ścibakówna zagrała Królową Gertrudę po królewsku. I zaszczyt podziwiania Jej na scenie pozostanie ze mną już na zawsze. To Ona, królowa, chwyta zatruty rapier i przeszywa nim niegodziwego Klaudiusza, wyręczając w wersji spektaklowej swojego syna - bo przecież Szekspir chciał aby Hamlet ciął króla-mordercę. Jan Englert trafił z powierzeniem tej roli najlepiej jak było kiedykolwiek można. Piękna, dostojna, wyrazista i czytelna postać. Kolejna z tego spektaklu kreacja.
Cezary Kosiński zajął się Poloniuszem. Ma, moim zdaniem, mniej okazji do pokazania humoru, jaką podszyta jest ta postać, niż założył to Szekspir. Ale to nie ma dla Aktora tej klasy najmniejszego znaczenia. Poloniusz Kosińskiego śmieszy w dialogach z Hamletem, bawi swoją pustą pewnością siebie. Ginie i pozostawia po sobie pustkę na scenie. Cezary osiński kolejny raz pokazuje klasę Artysty.
Celowo odkładam słów kilka na temat Ofelii. Bo tu nie zgadzam się z owacjami młodszej części widowni, która nagrodziła nimi Helenę Englert. Widziałem panią Helenę w kilku spektaklach. Za każdym razem miałem to samo wrażenie - przechodzi „obok” ról. Jest nonszalancko wyzywająca i w pewnym sensie zawsze taka sama. Jak pianista, który spóźnia się o jedną nutę w stosunku do orkiestry. Jej Ofelia mnie nie zachwyciła, bo nie ma w tej postaci logiki. Z pewnej siebie dziewczyny-kolesia do szalonej z miłości samobójczyni-romantyczki, droga jest bardzo daleka. I Helena Englert, moim oczywiście zdaniem, nie poradziła sobie z Ofelią. Przyczyny tego upatrywałbym w tym, że przeszarżowała na początku. Zamiast stworzyć postać delikatnej, romantycznej ale zarazem ostrożnej i posłusznej ojcu młodej damy na dworze, zaczęła od silnej, wręcz silniejszej od Hamleta dziewczyny z ogólniaka. Powtórzę raz jeszcze - to moje subiektywne odczucie. Pani Helena zebrała owację równą tej, która żegnała Hugo Tarresa.
O ile pierwszy akt „Hamleta” w Narodowym to popis aktorski najwyższej próby, o tyle drugi porywa dynamiką. Świetny jest pojedynek Hamleta z Laertesem. Wspaniała, wieńcząca dzieło, scena wkroczenia Fortynbrasa do Elsynoru. Rozmach ale nie efekciarstwo. Monumentalizm ale nie gigantomania. Oryginalność ale nie pretensjonalność. Tak można o „Hamlecie” Jana Englerta napisać kilkoma ledwie słowami. Wielkie pożegnanie ze sceną Teatru Narodowego wielkiego polskiego Artysty. Pozostaje mieć nadzieję, że nowa dyrekcja, która obejmie rządy od września nie wpadnie na pomysł zdjęcia tego spektaklu z repertuaru. Biletów - podobno nie ma już do końca trwającego sezonu. Jest - ogromny sukces i wspaniały kawał teatru.
reżyseria: Jan Englert
scenografia: Wojciech Stefaniak
kostiumy: Martyna Kander
muzyka: Aleksandra Gryka
choreografia: Tomasz Wygoda
reżyseria światła: Karolina Gębska
projekcje wideo: Jagoda Chalcińska
układ pojedynku: Przemysław Wyszyński
OBSADA
Hamlet- Hugo Tarres (gościnnie)
Ofelia - Helena Englert (gościnnie)
Gertruda - Beata Ścibakówna
Klaudiusz - Mateusz Kmiecik
Poloniusz - Cezary Kosiński
Horacjo - Przemysław Stippa
Laertes - Paweł Brzeszcz
Rosencrantz - Sebastian Dela
Guildenstern - Piotr Kramer
Voltemand - Robert Jarociński/Hubert Paszkiewicz
Ozryk- Bartłomiej Bobrowski
Król-Aktor - Jerzy Radziwiłłowicz
Królowa-Aktorka - Patrycja Soliman/Joanna Gryga
Pierwszy Grabarz - Arkadiusz Janiczek
Drugi Grabarz - Jakub Gawlik
Marcellus- Marcin Przybylski
Bernardo - Henryk Simon
Fortynbras - Paweł Tołwiński
Majordomus - Kacper Matula
Lucianus - Damian Mirga (gościnnie)
Kapitan Wojsk - Mariusz Urbaniec (gościnnie)
Francisco - Przemysław Wyszyński (gościnnie)
oraz
Marek Burzyński, Ewelina Czarnocka, Jacek Czuba, Dominik Gańko, Patryk Koch, Waldemar Kowalski, Tomasz Kruczkowski, Sławomir Łoszewski, Maciej Łukaszek, Mateusz Mainhart, Michał Mamaj, Magdalena Markowska, Stefan Michalski, Krzysztof Nowicki, Piotr Nowakowski, Dariusz Osiadacz, Roman Rakowski, Mateusz Rosa, Sławomir Sęk, Andrzej Słomiński, Michał Suska, Łukasz Szczotkarz, Bartłomiej Szymański, Michał Ulejczyk, Wojciech Wawer, Mansour Zare, Tomasz Zawadzki
REALIZATORZY
realizatorzy światła: Zbigniew Szulim, Bartłomiej Kaczalski, Krzysztof Łukasz Stefan
realizatorzy wideo: Mariusz Chałubek, Paweł Woźniak
Komentarze
Prześlij komentarz