„Proby” najwyższej próby
Nigdy chyba - poza kolejnymi odsłonami „Pożaru w Burdelu” - nie śmiałem się tak głośno i beztrosko w czasie spektaklu. Ale na „Próbach” Teatru Polonia inaczej nie można. To czysta przyjemność. Na dodatek podszyta mądrością teatru i dynamiką, jak z najlepszej krętej zjeżdżalni wakacyjnego parku wodnego.
Za tekst Bogusława Schaeffera wziął się Mikołaj Grabowski i uczynił z niego coś, co można oglądać wielokroć, po co chce się do Polonii wracać aby jeszcze, jeszcze i jeszcze to zobaczyć. Obserwujemy ciąg zadań aktorskich, w których z niebywałą swobodą żongluje się konwencjami i emocjami. Ale jak mogłoby być inaczej, skoro Grabowski ma na scenie aktorów takich jak Iwona Bielska, Andrzej Konopka, Delfina Wilkońska, czy Piotr Trojan. Nie mówiąc o Nim samym. Cudownie krakowskim, cudownie Grabowskim.
Oto teatr czystej krwi. Taki, w który widz zagłębia się jak w baśń, czekając co będzie dalej i co wykreuje wyobraźnia Artystów. Wpada po uszy w szybko zmieniające się za sprawą genialnej scenografii i oświetlenia (Zuzanna Markiewicz - scenografia i kostiumy, Rafał Piotrowski - realizacja światła) sytuacje. Nie powiązane ze sobą, co powoduje że od „Prób” oderwać się nie można. Na dodatek tekst Schaeffera Artyści uzupełniają znakomitymi, pełnymi humoru i dystansu do siebie, wtrętami z własnych biografii. Oczywiście, Drogi Burdeltato, jesteś w tym niedościgniony.
I ten znakomity monolog Grabowskiego o teatrze. Zapada cisza. Słuchamy prostych prawd. O tym, że to jest iluzja. Tu dzieje się więcej, niż w realnym tuptaniu od dnia do dnia. Bo przecież po to idziemy do teatru. Szuramy krzesełkami i niecierpliwie czekamy, aż zgasną światła i zacznie się cudowne misterium. Niech nas zabierają w wykreowany świat. Stwarzają go w takt literatury. Niech manewrując w snopach świateł pozwalają uwolnić wyobraźnię. Kto ze sceny mówi prawdę, ten kłamie - stawia tezę, grający reżysera… Reżyser „Prób”. I oddycham z ulgą. Po potworkowatych kadłubkach sztuki, opartych o beznadziejnie dokumentalne, smutne jak zwiędła pupa teatralne wybryki - tu mogę odpocząć. Nikt nie epatuje mnie kanciastą rzeczywistością. Nie zmusza nachalnie do bycia „za”, czy „przeciw” jej potwornościom. Tak, tak. „Próby” w Teatrze Polonia to coś, czego inteligentny, wrażliwy człowiek przegapić nie może. A kto widział już kiedyś, bo przecież spektakl ma prawie pięć lat, niech rozważy czy nie zobaczyć go raz jeszcze.
Które z aktorskich zadań jest najlepsze? Którego można się pozbyć? Odpowiedz - wszystkie i żadnego - jest najwłaściwszą. Zmierzamy w kierunku finału. Z dystansem do swojej pracy, dystansem do widzów i sceny powoli „Próby” dopływają do przystani. Oklaski, których w trakcie spektaklu sporo - tak, też nie mogłem się powstrzymać, chociaż wiem że trzeba rezerwować je na sam koniec - wybuchają. Owacja na stojąco, ukłony.
Wychodzimy z Polonii. Ale ten świat który przed wejściem był, co tu kryć momentami za ciężki i za kanciasty, nagle wygląda inaczej. Uśmiechając się do kandelabrów Placu Konstytucji i świateł Marszałkowskiej - można odetchnąć pełniej, rozejrzeć się i pójść lekkim krokiem w dalszy ciąg zdarzeń życia. Za taką radość, baśń i taki poziom Zespołowi, który te „Próby” przygotował, można tylko kłaniać się w pas i do oklasków dodać: Dziękuję.
Komentarze
Prześlij komentarz